„5 lat temu w wypadku straciła męża i córkę. Wolałaby leżeć z nimi na cmentarzu. Święta to dla mniej koszmar”

Kobieta o zmarłych mężu i córce fot. Adobe Stock
Chciałam spędzić święta z rodziną, normalnie, jak inni, poczuć czyjąś bliskość, ale czułam się martwa za życia.
/ 17.12.2020 08:40
Kobieta o zmarłych mężu i córce fot. Adobe Stock

– Jak to, nie będziesz na Wigilii?! – oburzyła się moja rodzicielka.
– Mamo, mam dużo pracy… Ale obiecuję, że w drugi dzień świąt na pewno do was wpadnę.
– Krzyś, bój się Boga! To i pierwszego dnia cię nie będzie? Przecież wtedy nikt nie pracuje! Nie zobaczysz brata ani siostry – załamała ręce mama.
– Muszę zamknąć rok w firmie. Do was mam prawie trzysta kilometrów, a zapowiadają śnieżyce. W dodatku zaraz po świętach wyjeżdżam do Austrii na narty.
– Ale, synku…
– No dobrze, postaram się dotrzeć pierwszego dnia wieczorem.

Mama wciąż czekała, że przywiozę tę jedyną. Moje tłumaczenia tylko po części były prawdą. Po prostu już wcześniej tak zorganizowałem sobie czas, żeby pojawić się u rodziców dopiero, kiedy moja siostra i brat ze swoimi rodzinami będą od nich wyjeżdżać. Nie chciałem udawać, jak świetnie bawię się z moimi siostrzenicami i bratankami, i zbywać żartem pytania mamy o narzeczoną, której ku jej rozpaczy wciąż nie miałem.

Dlatego kiedy wokół mnie trwała przedświąteczna gorączka, wszyscy biegali, poszukując najładniejszych prezentów, zastanawiali się nad wyborem choinki, sprzątali mieszkania – ja spokojnie pracowałem, nie przejmując się niczym. Jedyne co zaprzątało moją głowę, to warunki pogodowe w Austrii.

Być może właśnie to wyłączenie z ogólnej krzątaniny sprawiło, że coś dostrzegłem. Otóż w mojej kamienicy ktoś jeszcze nie uczestniczył w tej gorączce: sąsiadka mieszkająca piętro niżej.
Nie znałem jej zbyt dobrze. Wprowadziła się zaledwie rok temu. Była bardzo ładna, ale bijący od niej smutek powodował, że nie miałem ochoty poznać jej bliżej. Wydawało mi się, że kryje w sobie jakąś tajemnicę, pewnie niezbyt przyjemną, a ja nie czułem w sobie powołania spowiednika i pocieszyciela.

Przeżyłem kilka poważnych, dość pogmatwanych związków

Za każdym razem miałem wrażenie, że to jest właśnie ta jedyna, lecz zawsze jakaś dziwna siła powstrzymywała mnie od przedstawienia rodzicom kobiety, z którą się spotykałem. Nigdy też żadnej z nich nie nazwałem narzeczoną. I chociaż już przekroczyłem trzydziestkę, dość infantylnie, niczym nastolatek, nazywałem je swoimi dziewczynami. „Dziewczyny” wciąż się zmieniały, a ja byłem sam…
– Pan też nie przygotowuje się do świąt? – usłyszałem znienacka.
Pytała ta sąsiadka. Schodziliśmy oboje na podziemny parking do swoich aut. Do tej pory wymienialiśmy tylko krótkie „Dzień dobry”, więc bezpośredniość tej uwagi mnie zaskoczyła.
– Tak, ale nie myślałem, że aż tak to widać – odpowiedziałem pośpiesznie.
– Do świąt trzy dni, a pan chodzi tak spokojnie, powoli. Zauważyłam, bo sama nie biorę udziału w tej bieganinie.
– Rozumiem – uśmiechnąłem się głównie do własnych myśli.
Przyszło mi bowiem przy tym do głowy, że jeśli patrzymy na świat podobnie, to być może łączy nas coś więcej niż tylko wspólna niechęć do świąt.

Zanim doszliśmy do samochodów, wymieniliśmy kilka uwag o zmianie charakteru świąt z religijnego na konsumpcyjny i zdążyliśmy się sobie przedstawić (miała na imię Anna). Potem pożegnaliśmy się i pojechaliśmy każde do swojej pracy.

Jednak ja przez cały dzień jakoś nie potrafiłem przestać o niej myśleć. To prawda, wciąż wyczuwałem w niej ten smutek i tajemnicę, które mi przeszkadzały. Lecz zza nich w trakcie naszej krótkiej rozmowy zaczęły wyzierać iskierki jakiegoś ciepła, niebanalna inteligencja, ironia i dystans do życia. Czyli te wszystkie cechy, które mnie zawsze w kobietach bardzo pociągały. Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy po pracy, wjeżdżając na podziemny parking, zobaczyłem w tylnym lusterku jej nadjeżdżający samochód.

Niespiesznie zaparkowałem i wysiadłem z auta, udając, że oglądam niewidzialną rysę nad błotnikiem. W tym czasie ona też zdążyła wysiąść ze swojego auta.
– Czyżby ktoś pana „przerysował”? – zaczepiła mnie radośnie.
– Nie, tylko mi się tak wydawało – odparłem. – Mogę panią prosić o radę?
– A w jakiej sprawie? – zaciekawiła się.
– Co robić, gdy człowiek nie przygotowuje się do świąt? Nie można spokojnie spotkać się ze znajomymi, bo nikt nie ma czasu. W telewizji też cały czas gadają o jednym. W kinach repertuar wyłącznie radosny i nieznośnie familijny. Słowem, nie ma jak uciec przed tym wszystkim.
– Zawsze można wyjechać.
– Gdyby nie to, że muszę wpaść na jeden dzień do rodziny, już dawno byłbym na nartach w Austrii… Ale sama pani rozumie, od rodziny się nie ucieknie.
Chciałem jeszcze coś dodać, gdy zobaczyłem, że nagle jej twarz się zmieniła. Powiało chłodem, jakby w jednej chwili zamieniła się w Królową Śniegu.
– Gdybym ja miała rodzinę, z radością spędziłabym z nią święta – ucięła.

Ania nie powiedziała nic więcej, nie wytłumaczyła się, tylko odeszła szybkim krokiem. Ja jeszcze przez chwilę poudawałem, że oglądam wydumaną rysę i też ruszyłem w kierunku mieszkania. Cały czas zastanawiałem się nad jej słowami. Czułem przez skórę, że w nich znajduje się klucz do jej tajemnicy. I choć jeszcze niedawno nie miałem ochoty jej poznawać, to teraz, w przedziwny sposób, chciałem ją rozwikłać niczym łamigłówkę. Nie wiedziałem tylko jeszcze, czy bardziej pociąga mnie to, co się za nią kryje, czy sama Ania.

To zresztą było w tej chwili nieważne, bo po prostu uznałem, że muszę ją poznać. Dlatego godzinę później postanowiłem zejść do jej mieszkania, żeby przeprosić ją za nieświadome faux pas, które najwyraźniej popełniłem.

Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, bo spotkaliśmy się z Anią na półpiętrze.
– Chciałam przeprosić pana za ten wybuch… – zaczęła pierwsza. – Pan nie może wiedzieć, dlaczego tak mnie zdenerwował, a po naszej wcześniejszej rozmowie mógł odnieść wrażenie, że ja też po prostu nie lubię świąt.
– Może łatwiej będzie, jeśli zaczniemy sobie mówić po imieniu? – zaproponowałem i uśmiechnąłem się do niej.
– Dobrze… więc nie gniewa się pan?
– Przecież pani… Przecież wiesz, że ja też szedłem cię przeprosić.
– Aha… To się cieszę. To ja już pójdę – szepnęła i skuliła się w sobie.

 

Miałem ochotę ją przytulić

– Nie masz ochoty na kawę?
– U ciebie czy u mnie? – ucieszyła się.
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Chwilę milczałem, bo wcześniej nie pomyślałem o miejscu, gdzie mielibyśmy ją wypić. Ona jednak jakby czytała w moich myślach, bo zaraz sama sobie odpowiedziała z łobuzerskim błyskiem w oku:
– Pewnie wolałbyś u mnie, bo jakby się rozmowa nie kleiła, nie musiałbyś mnie wypraszać. Ale ja uroczyście ci obiecuję, że jeśli pójdziemy do ciebie, to jak tylko mrugniesz prawym okiem, zaraz sobie grzecznie pójdę – i tu zademonstrowała, jak ma wyglądać jej wyproszenie.

Wtedy właśnie poczułem, że Ania pociąga mnie w sposób, któremu nie mogę się oprzeć. Bo nic tak nie dodaje kobiecie seksapilu jak inteligencja! Dlatego… przyciągnąłem Anię mocno do siebie i pocałowałem. To był impuls! Nie broniła się, ale też nie zareagowała entuzjazmem. Gdy oderwałem usta od jej ust, spojrzała na mnie bystro i zapytała z lekką ironią:
– To tak ma wyglądać ta kawa?
– Przepraszam… To moja słabość. Kiedy kobieta powie coś bardzo dowcipnego, nie mogę się powstrzymać, żeby jej nie pocałować – zażartowałem.

Urwałem, bo teraz to Ania mnie pocałowała, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę swojego mieszkania. Tymczasem ja twardo stałem w miejscu. Spojrzała na mnie zdziwiona. Ruchem głowy wskazałem jej moje mieszkanie.
Z uśmiechem skinęła głową.
Galopem wbiegliśmy po schodach piętro wyżej, otworzyłem drzwi i oboje niemal runęliśmy do przedpokoju, zdzierając z siebie ubranie.
W drzwiach sypialni Ania nagle odsunęła się ode mnie i chwyciła moje dłonie.
– Poczekaj… – wyszeptała.
– Co się stało?
– Ja… nie mogę tak. Przecież my się właściwie nie znamy, nic o sobie nie wiemy – zaczęła się plątać.
– Ta refleksja naszła cię tak nagle? – burknąłem trochę zły.
– Nie gniewaj się… Obiecuję, że będziemy się kochać tak długo, jak zechcesz. O ile zechcesz, kiedy poznasz moją historię – i tu zawiesiła głos.

W tamtej chwili byłem gotowy jej obiecać absolutnie wszystko

Włącznie z tym, że będę się z nią kochać, nawet gdyby się okazało, że jest seryjną zabójczynią swoich kochanków. Z drugiej strony, uznałem, że choć moment jest ze wszech miar niestosowny, ona po prostu MUSI mi zdradzić swoją tajemnicę. Zatem znowu włożyłem spodnie, podałem jej bluzkę i… zaprosiłem na kawę.

Przyznam szczerze, nie spodziewałem się czegoś takiego. Nastawiłem się na opowieść o jakimś ciężkim, nieudanym związku. Ale nie historii o mężu – chodzącym ideale oraz ukochanej kilkuletniej ukochanej córeczce, którzy byli jej całym światem. Aż do chwili, kiedy pięć lat temu oboje zginęli w wypadku samochodowym. Tylko ona przeżyła. Choć, jak powiedziała, wolałaby umrzeć razem z nimi i spocząć obok nich na cmentarzu.

Nie należę do łatwo wzruszających się facetów, łzy uważam za rzecz mało męską. Jednak słuchając tej historii, z trudem nad sobą panowałem. Teraz, kiedy wspominam tamtą sytuację, opisuję to wszystko tylko pokrótce, choć Ania opowiadała, co się wydarzyło, blisko dwie godziny.
– I co teraz? – zapytała na koniec.
– Przecież wiesz. Po wysłuchaniu czegoś takiego człowiek traci ochotę nie tylko na seks… Ale powiedz – spojrzałem na nią – właściwie po co mi to opowiedziałaś? Żeby mnie do siebie zniechęcić?
– Chciałam, żebyś wiedział. Żebyś rozumiał, że niektóre moje reakcje…
– Aniu, dopiero zaczęliśmy się poznawać, a ty mi od razu fundujesz… To znaczy, wiem, że dla ciebie to ważne, ale… Bo widzisz, ja… – nie bardzo umiałem ubrać w słowa to, co czułem.
– Zamiast się głupio tłumaczyć, wystarczy, że ty… – stwierdziła chłodno i zmrużyła prawą powiekę.

Przygryzła wargi, ale wstała bez słowa i wyszła. A ja poszedłem pod prysznic, zastanawiając się, co zrobić z tak dziwnie rozpoczętym wieczorem. Poszedłem do kuchni, nalałem sobie wina i na spokojnie próbowałem przetrawić wszystko, co się dziś zdarzyło. Po co mi Ania to wszystko opowiadała? Gdyby zrobiła to za jakiś czas, kiedy bylibyśmy już parą, być może byłoby to zrozumiałe. Ale tak na początku?!

Zanim tak naprawdę doszło do czegokolwiek, ona wywiesiła czerwoną flagę… Ostrzeżenie.
Ale może tak powinna? Chciała mnie ostrzec, w co się pakuję, zanim jeszcze zaangażowałem się emocjonalnie. A ja ją wyprosiłem, bo zepsuła mi okazję na dobry seks i miłe zakończenie dnia… Poczułem się jak ostatni cham.

Ubrałem się szybko, wziąłem butelkę czerwonego wina i…znowu spotkałem się z Anią w połowie schodów!
– Czy to nie zabawne, że o wszystkim myślimy w tej samej chwili? – zapytałem.
– To raczej przerażające – uśmiechnęła się. – Ale teraz idziemy do mnie i to ty mi wszystko opowiadasz.
– Ja właściwie nie mam o czym mówić. Szczególnie po tym, co usłyszałem, moje historie będą do bólu banalne.

Lecz Ania tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, aż w końcu opowiedziałem jej o swoich kilku nieudanych związkach. I o marzeniu mamy, że kiedyś wreszcie pozna moją narzeczoną. Podczas tych opowieści osuszyliśmy całą butelkę.

A potem jeszcze długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Na dobranoc pocałowaliśmy się jak przyjaciele i każde poszło spać do własnego łóżka.

Następnego dnia, dzień przed Wigilią, znów wpadliśmy na siebie, schodząc do garażu. Zdążyliśmy umówić się na wspólny wieczór i każde pojechało do pracy.

Mimo wysiłków nie mogłem skupić się na robocie. Cały czas myślałem, jaki prezent kupić Ani. Sam byłem zdziwiony absurdalnością tego pragnienia, bo nikogo nie obdarowywałem prezentami od lat.
Wyszedłem wcześniej z pracy i pojechałem do dobrej drogerii szukać perfum.

– Co robisz jutro? – zapytała Ania, gdy spotkaliśmy się wieczorem.
– No wiesz, mam dużo pracy.
– To wersja dla twojej mamy.
– A masz jakąś propozycję?
– Pomyślałam, że spędzilibyśmy ten czas razem. Skromnie, bo nie miałam czasu się przygotować – zastrzegła.
– Świetny pomysł. Przychodzę do ciebie z samego rana i w pół dnia załatwiamy całe świąteczne przygotowania.
A potem zgłaszamy to do księgi rekordów Guinessa – zażartowałem.
Tego wieczoru znów tylko pocałowaliśmy się na dobranoc i wróciliśmy do własnych łóżek.

W Wigilię wstałem w świetnym humorze i niemal od razu po przebudzeniu zapukałem do drzwi Ani.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Zadzwoniłem kilka razy, nadal bez efektu. Przez chwilę myślałem, że być może wyszła do sklepu. Wróciłem do siebie, zjadłem śniadanie i pół godziny później ponowiłem próbę. Bez rezultatu.

Kiedy byłem już na schodach, usłyszałem w jej mieszkaniu hałas

 Po chwili drzwi otworzyły się i wyjrzała z nich zmęczona i zapłakana Ania. Wyglądała tak, jakby cała noc nie zmrużyła oka.
– Co się stało?! – przestraszyłem się.
– Nie potrafię… Przypomniało mi się wszystko, jak z Bartkiem i Kasią szykowaliśmy się do świąt… Nie potrafię, wybacz – z jej oczu popłynęły łzy. – A nawet ci prezent kupiłam, taki ładny krawat.
– A ja mam dla ciebie perfumy.
– No widzisz, wszystko popsułam…
I rozryczała się na dobre.
– Przestań, nic się nie stało – przytuliłem ją i próbowałem pocieszyć. – Mnie na tym nie zależało.
– Ale mnie zależało! – wybuchła na nowo. – Chciałam znów spędzić święta z rodziną, normalnie, jak inni. Poczuć czyjąś bliskość, zapomnieć o tym, co złe. Ale wszystko zepsułam!
– Wiesz co, to mam pomysł – przerwałem jej żałobną tyradę. – Pakuj się, jedziemy do moich rodziców.
– Ale… – odsunęła się ode mnie. – Co ty, przecież im o mnie nie mówiłeś, a teraz zjawisz się bez uprzedzenia z jakąś dziewczyną u boku, w dodatku zapłakaną? Jak ty mnie im przedstawisz?!
– Jako moją narzeczoną – odpowiedziałem całkiem poważnie.

Kolejnych kilka godzin upłynęło nam na pośpiesznym pakowaniu się i kupowaniu prezentów dla całej mojej rodziny. Do rodziców wpadliśmy wraz z pierwszą gwiazdką, budząc radosne poruszenie. Ania czuła się trochę niepewnie: bała się, jak zostanie przyjęta. Ale moi bliscy wiedzieli, że skoro zdecydowałem się przywieźć ją na święta, to znaczy, że jest dla mnie naprawdę ważna. I potraktowali Anię jak kogoś, kto już należy do rodziny.

Więcej prawdziwych historii:
„Chciał mnie zeswatać ze swoim bratem tylko po to, bym była bliżej. Gnojek od początku planował zdradzić żonę!”
„Od 4 lat mam romans, ale od męża odejdę dopiero, gdy nasze dzieci skończą liceum”
„Moja córka ma ADHD. Wszyscy mówią, że jest po prostu rozpuszczona, a ona naprawdę wymaga specjalnej uwagi”
„Na mieście mówią, że moja 15-letnia córka prowadza się ze starym dziadem. Muszę zareagować, zanim stanie się tragedia”

Redakcja poleca

REKLAMA