„Byłam pewna, że mąż zdradza mnie z najlepszą przyjaciółką. Zobaczyłam szpilki i stanik na podłodze...”

Kobieta, która podejrzewa męża o zdradę fot. Adobe Stock
Czy możesz ufać najlepszej przyjaciółce? A może nawet idealny mąż może okazać się zdradliwy?
/ 25.09.2020 11:46
Kobieta, która podejrzewa męża o zdradę fot. Adobe Stock

Wieczorem zadzwoniła Ewa, moja najlepsza przyjaciółka.
Poszukuję fachowca, najlepiej sprawdzonego. Możesz mi kogoś polecić? – spytała.
Powiedziała to takim grobowym tonem, że od razu opanowały mnie złe przeczucia. Coś się stało i nie było to nic miłego.

Ewa znajdowała się ostatnio w dość stresującej sytuacji życiowej. Musiała się wyprowadzić ze starego mieszkania, a nie mogła się jeszcze wprowadzić do nowego, bo w obecnym stanie nie nadawało się do zamieszkania. Potrzebowało wykończenia. Trzy dni wcześniej jej narzeczony zabrał się do kafelkowania łazienki. Jednak mimo nacisków Ewy nie był w stanie określić, kiedy skończy. Pewnie o to się pokłócili.
– Ooo, świetnie trafiłaś, bo fachowców znam wielu. Jaką dziedzinę ma ogarniać? Od razu mówię, że neurochirurgia odpada.
– Potrzebny mi utalentowany inteligent z zacięciem do remontów – odparła.
– Ma inteligentnie wywijać młotkiem czy inteligentnie wciskać ci historyjki, dlaczego prace remontowe idą tak wolno?
– Aśka, przestań pajacować! – prychnęła poirytowana Ewka. – Naprawdę potrzebuję człowieka do roboty. Nie jakiegoś idioty, do którego prosty przekaz nie dociera. I nie cwaniaka, dla którego będę dojną krową. Takich już przerabiałam.
– Coś ci się pokręciło, mylisz pracownika z partnerem życiowym. Zdaje się, że w osobie Jacka jednego i drugiego masz w domu na stałe – zauważyłam cierpko.
– Właśnie wyszedł – mruknęła Ewka.
– I nie możesz poczekać, aż wróci? – zdziwiłam się. – Szlag go trafi na widok konkurencji i potem afery ci będzie robił.
– Powiedzmy, że do żadnych afer już nie dojdzie – padła odpowiedź. Westchnęłam ciężko.
– Ta twoja znajomość męskiej psychiki…
– Nie narzekam.

Akurat. Od razu pomyślałam o dwóch ostatnich związkach mojej przyjaciółki. Obydwa się rozpadły, bo… tak postanowiła. Pierwszy narzeczony był jej zdaniem mało ambitnym odludkiem, a drugi zbyt towarzyskim karierowiczem. Obu w sobie rozkochała, a potem bezlitośnie odtrąciła. Nie mieli nic do gadania, bo Ewa nie uznawała kompromisów. Ja uważałam, że z takim podejściem na wieki zostanie sama.
– Naprawdę, spróbuj być bardziej wyrozumiała – poradziłam jej. – Udaj czasem nieporadną kobietkę. Nie musisz być perfekcyjna we wszystkim, co robisz, to peszy facetów. Takie małe ustępstwa potrafią zdziałać cuda. Ja i Marek od tylu lat jesteśmy razem i dobrze nam się układa. Wiem, że według ciebie Marek jest nudny, zbyt przewidywalny i za spokojny. No ale twój Jacek chyba aspirował do miana pana idealnego, co? Mówiłaś, że wreszcie spotkałaś właściwego faceta, więc tego nie zmarnuj przez jakieś przesadne wymagania. Jak wróci, pogadajcie o…
– Twoje rady są przeterminowane – weszła mi w słowo. – Jacek wyszedł na stałe. To była jego decyzja, nie moja. Odszedł, bo podobno wywierałam za dużą presję. Ręce mi opadły, ta z telefonem również.
– Hej, jesteś tam jeszcze?! – spytała po chwili ciszy. – Wymówki odłóż na później, teraz ratuj. Potrzebuję kogoś do podłączenia kotła i skończenia łazienki. Tydzień bez kąpieli wytrzymam. Od biedy mogę wpaść do was. Ale to nie może trwać wiecznie.
– No, fakt – mruknęłam.
– Co gorsza, nie przewidziałam wcześniej dodatkowych kosztów i budżet mi się nie dopina. A jeszcze opał muszę kupić. Boże, po co ja się w to wszystko pakowałam…

W głosie Ewy, której nigdy nie widziałam we łzach, wyczułam rozpaczliwe tony. Dawno nie była tak załamana. W sumie nic dziwnego. Postawiła na związek z Jackiem, wreszcie pomyślała poważnie o małżeństwie i dzieciach. Nasza córka miała już 10 lat, a biedna Ewa cofnęła się właśnie do etapu szukania tatusia. Ech, życie…

W tym momencie mój wzrok padł na Marka, który siedział przed telewizorem i zagryzał kabanosa żółtym serem.

Jak dobrze, że go przy sobie miałam

Nagle doznałam olśnienia.
– Ależ ja mam świetnego fachowca! – zawołałam. – Inteligentny, z talentem do młotka, darmowy. Ma tylko jedną wadę: lubi dobrze i dużo zjeść.
– O kim mówisz? – spytała podejrzliwie.
– O moim mężu – wypaliłam.
Miałam nadzieję, że Marek się nie obrazi za takie przedmiotowe potraktowanie.

Nie obraził się. Wręcz przeciwnie: przejął się sytuacją Ewy. Mój wspaniały, przewidywalny mąż, na którym zawsze mogłam polegać… Jak takiego nie kochać?
– Powiedz jej, że w tej chwili nie mam nic lepszego do roboty, więc jestem do jej usług. Już nie musi się martwić. W końcu od czego się ma przyjaciół – powiedział.

Ewa na początku się krygowała, zwłaszcza jak się zorientowała, że Marek nie zamierza brać od niej kasy. Ale ostatecznie z braku innych opcji musiała skapitulować. Minął tydzień i zaczęłam żałować swojego niewczesnego pomysłu z wypożyczeniem Ewce swojego męża. Prawie go nie widywałam. Wracał do domu tylko po to, żeby się wykąpać i przespać. I ledwo wstał, gnał do niej z powrotem.
– Naszej łazienki nie robiłeś z takim zaangażowaniem – wytknęłam mu.
– O co ci chodzi? – zdenerwował się.
– O to, że niemal tam zamieszkałeś, a dom traktujesz jak hotel – odparłam. – Mnie też jesteś potrzebny.

Marek nie rozumiał moich pretensji. Albo nie chciał zrozumieć.
– Sama chciałaś, żeby pomógł Ewce, sama mnie jej wypożyczyłaś. Nie leżę tam na kanapie, tylko tyram. I muszę skończyć, skoro już zacząłem. Teraz mam wolne, ale za dwa dni może pojawić się zlecenie i kicha. Nie zostawię jej przecież z rozgrzebaną robotą. Dlatego zasuwam, ile mogę, póki mam czas. Zrozum, trzeba mieć jakąś tam odpowiedzialność, choćby minimalną.
– Ale Ewa mówiła mi, że jak nie możesz i masz inne zobowiązania, to nie musisz…
– A co ma mówić? Co ty byś mówiła w jej sytuacji, hę? – pogłaskał mnie po głowie i dał całusa, ale wyszło jakoś tak mechanicznie.
I zrobiło mi się jeszcze smutniej.

Choć to chyba nie był smutek… Może tęsknota? A może zwykła zazdrość? Choć dotąd nigdy nie byłam zazdrosna o mojego „nudnego” męża, bo nie miałam powodów. Jednak teraz, gdy do niego dzwoniłam, niemal za każdym razem zgłaszała się Ewa. Zaczynały mnie drażnić jej opowieści o tym, co Marek zrobił, jak zrobił, jaki jest zdolny i w ogóle. I że, oczywiście, bardzo mi dziękuje, nigdy nam się nie odwdzięczy…

Chciałam pomóc najlepszej przyjaciółce

No ja myślę. Tylko czemu, gdy prosiłam, by podała mu telefon, odpowiadała, że to niemożliwe, bo Mareczek albo stoi na drabinie, albo szlifuje, albo klei?! Raz świadkiem takiej rozmowy była jedna z moich koleżanek.
– Czyś ty na głowę upadła?! – krzyknęła. – Życia nie znasz? Nie pożycza się męża przyjaciółce singielce. Zwłaszcza nie wtedy gdy przyjaciółka wygląda tak jak Ewka. Żaden facet się jej nie oprze. Nawet twój święty Marek, wychwalany pod niebiosa. Jakbyś sama go do jej łóżka wpychała… Zbieraj się, jedziemy tam. Nie dając mi dojść do słowa, wcisnęła mnie do samochodu i zawiozła do Ewy.

Zmierzchało już i w domu Ewy panowały zaskakujące ciemności – zaskakujące, biorąc pod uwagę trwający właśnie remont. Niejasne podejrzenia, które od pewnego czasu mnie dręczyły, nabrały realnego kształtu.
– Właź, tylko nie tup, nie chrząkaj i nie pytaj, czy można. Pamiętaj, walczysz o swoje – bojowo komenderowała mną Ania.

Do mieszkania Ewy weszłyśmy bez najmniejszego problemu, drzwi nie były bowiem zamknięte na klucz.
– Może wyszli – powiedziałam, odruchowo ściszając głos.
– I zostawiliby otwarte drzwi? Prezent dla złodziei? – Anka popukała się w głowę.

Nagle dostrzegłam słabe, migające światło i usłyszałam męski głos. Niewyraźny. Moja koleżanka się zatrzymała.
– Może to naprawdę złodzieje? – zapytała ze strachem.
Nie musiałam się zastanawiać, bo do męskiego głosu dołączył perlisty kobiecy śmiech. Ewa! Tylko ona się tak śmiała. Ance wróciła odwaga, pociągnęła mnie za sobą i zaczęłyśmy się skradać w stronę, z której dobiegały głosy. Coraz bardziej żałowałam, że tu przyjechałyśmy. Co innego zdawać sobie sprawę z niewierności męża, a co innego osobiście przyłapać go na zdradzie. Niestety, na odwrót było za późno…

Było już za późno...

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to szpilki i stanik, leżące na dywaniku w progu pokoju. A potem… Lodowata obręcz zacisnęła się wokół mojego żołądka, gdy zobaczyłam Marka, wygodnie wyciągniętego na kanapie. Jego twarz zasłaniały długie blond włosy leżącej na nim półnagiej Ewy.
Płomyki świeczek ustawionych wzdłuż ścian tworzyły świetlną oprawę dla miłosnego aktu. Panował romantyczny półmrok, ale było wystarczająco jasno, żebym widziała, co się dzieje. Markowi włosy łaskoczące go po twarzy najwyraźniej zupełnie nie przeszkadzały – jeszcze się nimi bawił, muskał, nawijał na palce… A mnie wmawiał, jak to cudownie wyglądam w krótkiej fryzurze.

Nagle stało się dla mnie jasne, jak bardzo byłam naiwna przez te wszystkie lata. Ogarnął mnie wielki żal na spółkę z taką wściekłością, że aż zakręciło mi się w głowie. A potem musiałam stracić przytomność, bo gdy się ocknęłam, leżałam na podłodze. Nade mną pochylały się zatroskane Ewa i Anka.
– O rany, kobieto, ale nas nastraszyłaś – zawołała Ewa z wyraźną ulgą w głosie. – Już miałam dzwonić po pogotowie. Myślałam, że dostałaś zawału albo coś.

W tej samej chwili postanowiłam, że nie zniżę się do robienia scen zazdrości. Wystarczy, że tu w ogóle przyszłam. Obraz Ewy w objęciach Marka na długo ze mną zostanie. Boże, po co mi to było?
– Anka, pomóż mi wstać. Wychodzimy! – czułam się kiepsko, ale chciałam się stąd jak najszybciej ewakuować. Nie miałam ochoty oglądać ani Ewy, ani mojego niewiernego małżonka.
– Chyba nie chcesz iść w takim stanie? Złap oddech, uspokój się…
– Kpisz sobie? Ja mam się uspokoić?! Po tym jak mi razem z Markiem wbiliście nóż w plecy?! – wrzasnęłam rozwścieczona.
– Jaki nóż… w jakie plecy? Co ty bredzisz? Chyba jednak wezwę to pogotowie…

Ewa patrzyła na mnie zdumiona, gdy tymczasem Anka dawała mi jakieś tajemnicze znaki, których za diabła nie rozumiałam.
– Marek pojechał do domu – dodała Ewa.
Szczyt wszystkiego. Jak można tak bezczelnie kłamać? Jakbym sama na własne oczy nie widziała, jak się obmacywali.
– Musieliście się minąć – dodała Ewa, a potem spojrzała na faceta na kanapie. – Jacek, ogarnij się, nie widzisz, że mamy gości – powiedziała zniecierpliwiona. Jacek? Jaki Jacek, do cholery?! Przecież on wyszedł i miał nie wrócić… Rozstali się, zerwali, koniec. Przecież to Marek…

Kiedy wreszcie Anka pomogła mi usiąść, rozejrzałam się uważniej. Mężczyzna, którego w nerwach i amoku zazdrości wzięłam za Marka, w rzeczywiście był Jackiem, byłym narzeczonym Ewki. Najwyraźniej postanowił do niej wrócić… Ale czemu nic mi nie powiedziała?! Żeby mój mąż skończył jej ten cholerny remont? Co za zołza.

– A Marek? Gdzie zniknął? – Pojechał. Mówiłam ci, że musieliście się minąć w drodze – wyjaśniła. – I wy… To znaczy, ty z nim… – nie wiedziałam, jak sformułować proste pytanie.

Spojrzałam na Ankę, która w tym momencie pokręciła głową; chyba wyglądała na zawiedzioną. Jeszcze większa zołza. Ewie nie umknęła nasza niema rozmowa, a jej mina dowodziła, że domyśliła się celu naszej niespodziewanej wizyty. Ale zamiast unieść się złością czy honorem, uśmiechnęła się od ucha do ucha, jakby spłatała nam figla. Cóż, nie pałała sympatią do Anki, którą uważała za plotkarę i intrygantkę.
– Przeprosiliśmy się z Jackiem i ustaliliśmy zasady na przyszłość – oznajmiła. – Wiecie, on zmądrzał ostatnio.
– Ej, Ewka. – napomniał ją Jacek.
– I ja też oczywiście – ustąpiła Ewa.

A ja? Zrobiło mi się strasznie wstyd, aż zaczęły mnie palić policzki. Jak mogłam być tak durna? Jak mogłam, uwierzyć, że mój Marek byłby zdolny do zdrady?! Równocześnie spłynęła na mnie tak niewyobrażalna ulga, że całkowicie opadłam z sił. Położyłam się na podłodze, bo nawet siedzenie przekraczało moje możliwości. W tej pozycji zastał mnie Marek, który wrócił, bo zapomniał kluczy od domu. Od razu poderwało mnie do pionu.
– Ty się włóczysz, a ja klamkę całuję. – Dobrze, że klamkę… – mruknęłam.
Anka wycofała się chyłkiem. Nikt jej nie zatrzymywał. Ewa na widok Marka natychmiast się rozpromieniła.
– Dobrze, że jesteś. Mam coś dla was. Mówiłam już Mareczkowi, że Jacek dokończy robotę. Poradzi sobie, musi. A dla was mam coś specjalnego, prezent, skoro pieniędzy nie chcecie – uśmiechnęła się.

Podbiegła do swojej torebki stojącej na podłodze, chwilę w niej grzebała, po czym wyjęła plik jakichś papierów.
– Proszę. Weekend w spa dla dwóch osób. Relaks się wam należy. Za remont łazienki – spojrzała na Marka – i za straty moralne – spojrzała na mnie. – I w ogóle.
Nie wypadało odmówić. Zresztą miała rację, należało nam się. Do domu wróciliśmy w doskonałych nastrojach i natychmiast po powrocie poszliśmy do sypialni. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jedna uwaga Marka.
– A co ty właściwie robiłaś na podłodze u Ewki? – spytał podejrzliwie.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA