„Piękna nieznajoma poznana na plaży odrzuciła moje zaloty. Okazało się, że problemem jestem nie ja, a jej choroba”

para na plaży fot. Adobe Stock, wavebreak3
„Usiadłem na wydmach i obserwowałem ją z daleka. Pomyślałem, że jeśli będzie tu nazajutrz, to znaczy, że to przeznaczenie”.
/ 26.07.2023 11:15
para na plaży fot. Adobe Stock, wavebreak3

Takie było nasze przeznaczenie... Chciałem tylko zobaczyć zachód słońca. Wiosenny dzień miał się już ku końcowi i postanowiłem przejść się brzegiem morza. W końcu po to tu przyjechałem – żeby się zrelaksować. Pomyślałem, że plaża będzie pusta, i będę miał dokładnie to, czego potrzebuję: ciszę i samotność.

Ścieżka wiodła przez sosnowy lasek, dalej skręcała wzdłuż wydm, by opaść lekko w stronę plaży. Doszedłem do wydm, kiedy w oddali zobaczyłem ją. Stała na tle mruczącego morza i jaskrawo zachodzącego słońca. Wiatr bawił się jej włosami.

Ona była naprawdę piękna

W ręku pędzel, przed nią sztalugi. Dziewczyna... Mój Boże, czy ja śnię? Skąd się wzięła tu na plaży? Czy to, że ją spotykam, coś oznacza?

Właśnie rozstałem się z Justyną, moją miłością i chciałem pobyć sam ze sobą. A tu ta dziewczyna! Jakieś zupełnie nierealne zjawisko, jakaś fatamorgana.

Usiadłem na wydmach i obserwowałem ją z daleka. Malowała delikatnymi pociągnięciami pędzla, patrzyła w dal, to znów przygryzała koniuszek pędzla i znów malowała. Kiedy słońce prawie schowało się za horyzont, złożyła sztalugi i odeszła wolnym krokiem. Nie, nie chciałem jej zatrzymywać. Pomyślałem, że jeśli będzie tu nazajutrz, to znaczy, że to przeznaczenie.

Więc jednak... Była.

– Jesteś malarką? – nie zabrzmiało to zbyt oryginalnie, ale co tam. Wzdrygnęła się, jakby mnie wcześniej w ogóle nie zauważyła.
– Nie. Nie jestem malarką. I nawet nie umiem malować – nie patrzyła mi w twarz, tylko gdzieś przed siebie.– Ale zawsze chciałam namalować zachód słońca. Więc maluję.
– Mogę popatrzeć? – nie odpowiedziała, przycupnąłem na piasku obok.

Aż do zmierzchu nie zwracała na mnie uwagi. Patrzyłem na nią, na powstający obraz, na zachód słońca. Pomyślałem, że dobrze mi się z nią milczy. Odtąd spotykaliśmy się tak codziennie. Ona malowała, a ja prowadziłem swoisty monolog. O morzu, mewach, potem o tym, że nie potrafię zatrzymać miłości, o koniach – mojej pasji. Czasem wtrącała słowo, ale najczęściej milczała. Mnie to nie przeszkadzało.
– Anna – wyciągnęła któregoś dnia rękę. No tak, musiała przecież mieć jakieś imię.
– Niedługo skończę obraz. Cieszę się, że byłeś przy mnie, gdy go malowałam. Serce mi zabiło. Ta dziewczyna coraz bardziej mi się podobała.
– Wiesz, to wszystko jest takie niecodzienne – powiedziałem – To nasze spotkanie, ten obraz i to morze. Nie sądziłem, że kiedyś przeżyję coś tak bardzo irracjonalnego. Nie zostawiaj mnie ze wspomnieniem tych dni. Namalowałaś ten obraz, pomaluj także mój świat. Zostań ze mną.
– To niemożliwe. Przecież mówiłam ci, że nie umiem malować – powiedziała cicho – Zresztą, to nie dzieje się naprawdę. Realny świat jest tam, za tymi wydmami. Za tydzień mam wyznaczony pierwszy termin chemii. Potem będą następne. Będę łysa, brzydka, może nie uda mi się wygrać z rakiem. Więc lepiej zabierz te ładne wspomnienia i idź swoją drogą.

Zastygłem w bezruchu

Tak! Przecież jej obraz mówił to dużo wcześniej. Wielkie słońce, które nie chce zachodzić, ale w końcu czerwona łuna je pokonuje. Krzyk rozpaczy. Niepokój. Ale ona nie wie tego, co ja czuję, wiem na pewno – że jest moim przeznaczeniem! A żeby się dopełniło, wszystko, jak w bajkach, musi mieć szczęśliwy finał.

– Nie boję się świata tego tam, za wydmami. I nie pozwolę ci odejść!
Byłem zdecydowany walczyć z nią... o nią. Nie musiałem. Dotknęła mojej ręki i uśmiechnęła się.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA