„Dzieci sąsiadów psują zabawki naszego syna, a z domu robią śmietnik. Ich matka ma to gdzieś”

Koszmarne dzieci sąsiadów fot. Adobe Stock
„Żadne dziecko na podwórku nie zyskało takiej jego sympatii, jak ci dwaj. Aldona udawała albo rzeczywiście nie widziała naszego zmęczenia, nie słyszała uwag, próśb”.
/ 09.04.2024 14:25
Koszmarne dzieci sąsiadów fot. Adobe Stock

Niszczyli ściany, psuli zabawki naszego syna i sprzęt męża. Byli nie do wytrzymania!

– Mamo, mamo! Zobacz jaka czerwona koparka! I ma żółtą kabinę! Nasz 6-letni Michaś szalał w najlepsze między regałami w sklepie.

– Chcesz ją? – zapytałam.

– Taaaak! – wykrzyknął – A będę ją mógł wziąć na podwórko? Pokazać Leszkowi i Mateuszowi?

Robili w naszym domu armagedon

Spojrzeliśmy na siebie z mężem przerażeni. Oczami wyobraźni wiedzieliśmy już, jak ci siedmioletni, nad wyraz ruchliwi bliźniacy, nie poprzestaną na oglądaniu zabawki, lecz zaraz wpakują się nam do mieszkania.

Za nimi, po jakimś czasie, przyjdzie ich mama, zaniepokojona, gdzie to są jej „kochane urwisy”.

Jakby od pół roku co wieczór nie rysowali naszych ścian, nie darli poduszek, nie rozkręcali zabawek Michała i przycisków w wieży męża. I tak będzie aż do dobranocki, kiedy to Aldona zmęczonym głosem stwierdzi, że pora wracać do domu i przygotować Jurkowi kolację. O synów nie musiała się już martwić, bo jedli z Michałem.

– Nie, nie możesz – oboje z mężem byliśmy jednomyślni w kwestii koparki i dzisiejszego wieczora.

– Wiesz co synku, niech to będzie niespodzianka dla twoich kolegów – powiedział przytomnie Jacek.

Najpierw pobawisz się koparką w domu, a w sobotę zabierzesz ją ze sobą do piaskownicy.

– A dlaczego nie dziś? – zapytał równie przytomnie Michaś.

– Dziś nie... – wtrąciłam, by nie przedłużać kłopotliwego milczenia – Dlatego, że zabieramy cię jeszcze na lody!

– Hurra! Lody! Chcę truskawkowe i orzechowe... A mogę jeszcze takie te białe, słodkie? – nasz synek aż podskoczył z radości.

– Myślałem, że lody zimą są niewskazane – Jacek puścił do mnie oko.
Ten wieczór mieliśmy dla siebie, ale co z innymi? Byliśmy coraz bardziej zmęczeni uciążliwym towarzystwem.

Mieliśmy chłopców serdecznie dość 

Cokolwiek wymyśliliśmy, nijak nie mogliśmy się pozbyć gości. Dla Michasia bliźniacy byli najważniejsi. Żadne dziecko na podwórku nie zyskało takiej jego sympatii, jak ci dwaj. Aldona udawała albo rzeczywiście nie widziała naszego zmęczenia, nie słyszała uwag, próśb.

– Och, chłopcy są tacy żywiołowi, ale zobaczcie, jak za sobą przepadają. Jakby byli rodzeństwem – tłumaczyła, wypijając litry naszej kawy i zjadając wszystko, co tylko miała pod ręką.

– Ale ja nie urodziłam trójki dzieci! – żaliłam się mężowi.

Jacek widział tylko jedno wyjście – kilka razy posiedzimy dłużej w pracy i bliźniaki się od nas odczepią. Ale to nie było takie proste. Przecież my też mieliśmy dziecko.

– Chyba że... – zaczął któregoś dnia mój mąż.

– Co? – spytałam z nadzieją w głosie.

– Że wyprowadzimy się stąd!

– Ale ja wcale nie chcę się stąd wyprowadzać! Lubię to osiedle. Nie pamiętasz, jak długo szukaliśmy miejsca, w którym byłoby tak zielono, cicho i spokojnie? – zapytałam.

– No właśnie, cicho i spokojnie – skwitował smutno Jacek.

– Nie żartuj! Nie możemy dać się sterroryzować dwóm siedmioletnim chłopcom! – zdenerwowałam się.

Mąż był gotów się wyprowadzić

Jednak od tej chwili myśl o przeprowadzce nie dawała mi spokoju. Dla Michała byłby to cios, choć wierzyłam, że po jakimś czasie na pewno znalazłby sobie nowych kolegów, a my z Jackiem znów moglibyśmy cieszyć się sobą.

Ale możemy trafić gorzej – stwierdził po kilku tygodniach mój mąż.

– To chcesz się wyprowadzić, czy nie? – byłam już na skraju wytrzymałości.

– Musimy się dokładnie zastanowić nad naszą decyzją. Zresztą, wiesz, jak to jest w tym wieku. Może chłopcy się pokłócą i Michał poszuka sobie nowych przyjaciół?

– Jacek, oni ciągle się kłócą i godzą. Nie ma szans. Nie w tym stuleciu!

– A może by tak poznać bliźniaki z kimś innym?

– Wspaniały pomysł! Tylko nie wiem, gdzie i jak chcesz tego „kogoś” znaleźć, skoro oni cały wolny czas spędzają z naszym synem? – byłam już naprawdę wściekła, więc Jacek dyplomatycznie wycofał się do kuchni i, czego nigdy nie robi, zajął się zmywaniem.

Od tego dnia jednak pilnie przyglądał się wszystkim dzieciom na podwórku.

– Michaś, kim jest ten chłopczyk w czerwonej kurtce? – zapytał kiedyś przy śniadaniu.

– A to nowy... Nie jest fajny. Nie odzywam się do niego – stwierdził.

– To skąd możesz wiedzieć, że nie jest fajny? – drążył Jacek.

– Bo tak mówi Mateusz i Leszek. Michał skończył kanapkę i popędził na podwórko.

– Dlaczego pytasz o tego chłopca? – spojrzałam podejrzliwie na męża.

– Bo ma ładne zabawki i ubrania, jak z pokazu mody – uśmiechnął się tajemniczo – No i jest taki... smutny, myślę, że musi być bardzo samotny. Z nikim się nie bawi, tylko jeździ z boku piaskownicy tymi swoimi cudnymi samochodzikami.

– I chcesz, żeby był kolegą naszego syna? – zapytałam.

– Dlaczego tylko naszego? – odparł.

Nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób Jacek miałby przekonać bliźniaki, by zaczęły bawić się z nowym chłopcem. Ale mój mąż milczał jak grób. Poprosiłam go więc tylko o jedno – żeby uważał na Michasia. Obiecał mi, że nikomu nic się nie stanie.

Chłopcy szybko zakolegowali się z Krzysiem

– Mamo, a ten nowy nazywa się Krzyś. Jest taki dziwny, ale wiesz, nawet fajny. Pożyczył mi swój wóz strażacki. A Mateuszowi i Leszkowi dał się przejechać na rowerze! Takim prawdziwym – cieszył się Michał – Ale to tata pierwszy do niego zagadał.

Spojrzałam na mojego, wyraźnie zadowolonego z siebie męża, a potem znowu na Michała.

– I co? Gdzie on teraz jest i gdzie są bliźniaki? – zapytałam zbita z tropu.

– Kochanie, nic się nie martw, wszystko będzie dobrze – Jacek podszedł do mnie i przytulił mnie mocno, a potem okręcił wokół siebie.

– Po pierwsze chłopcy tak dobrze się bawili, że teraz mogą już tylko smacznie spać. Prawda Michałku? Po drugie Krzyś ma naprawdę świetnego tatę, Okazało się, że tak jak ja lubi futbol...

Przed telewizorem – skwitowałam nieco złośliwie.

– Nieprawda – Jacek był w coraz lepszym humorze.

– Kochana żono, wybaczam ci tę zniewagę, bo sama nie wiesz, co mówisz. Otóż, twój mąż, syn i pół naszego podwórka zakłada... drużynę piłkarską.

Jacek rozwiał moje obawy

Chcemy być najlepsi, dlatego musimy dużo, bardzo dużo ćwiczyć na świeżym powietrzu – tu rozpromienił się jeszcze bardziej. 

– Dzisiaj ćwiczyliśmy z chłopakami na boisku za blokiem. I powiem ci jedno. Bliźniaki są urodzonymi piłkarzami. Tata Krzysia, który wie, co mówi, orzekł, że mogą nawet ćwiczyć w kadrze młodzików. I nie uwierzysz – mąż przytulił się do mnie jeszcze bardziej.

– Aldona bardzo się przejęła naszą opinią i postanowiła od razu jutro zapisać chłopców do poważnego klubu sportowego. Przecież takiego talentu nie można zmarnować!

Jacek puścił do mnie oko.

– A Michaś? – zapytałam.

– Jest jeszcze za młody. Dlatego będzie ćwiczył z Krzysiem i z dziećmi.

– Tak! Tak! Z Krzysiem! On jest fajny, mamo. Ma prawdziwą piłkę! A tata obiecał, że kupi mi strój jak dla piłkarza – Michał już nie pamiętał o bliźniakach.

– Czyli teraz dla odmiany nie będzie was w ogóle w domu?

Jacek rozwiał moje obawy – wytłumaczył, że ojców zgłosiło się więcej niż dzieci. Tylu panów chce zrzucić brzuszek! Dlatego uradzili, że będą się wymieniać, Jacek będzie więc znikał z domu tylko raz na kilka wieczorów...

Nawet nie marzyłam o lepszym zakończeniu tej historii.

Czytaj także:
„Byłam zła na męża, bo zawiódł mnie, gdy go potrzebowałam. Nie wiedziałam, że to część jego planu”
„Przepisałam dom na córkę, a ona wyrzuciła mnie na bruk. Naiwnie liczyłam, że spędzę w nim starość”
„Teściowa była wredna, dopóki nie poznałam jej sekretu. Teraz jest milutka, bo boi się, że go zdradzę”

Redakcja poleca

REKLAMA