Wygraj „Muzyczny telefon”

napisał/a: myszaaa4 2007-06-15 14:03
Dobrze pamiętam te upalne lato. Tamtego dnia długo się opalałam. Gdy mój chłopak Mateusz poszedł cos zjesc, strasznie zachciało mi się pic. Pomyślałam, że wysle mu SMS-a żeby przyniósł mi sok. Sięgnęłam po komórkę, wklepałam wiadomośc, wyślij do... No własnie. Mój facet zmienił numer na nowy, który musiałam wpisac z pamięci bo nie miałam zapisanego numeru w telefonie. Wysłałam. Po chwili dostaję odpowiedz:
" Jakiego soku? Pomarańczowego, bananowego czy może Malinowego? " Odpisałam:
" Bananowego, ale szybko bo zaraz się spalę!" I dostałam kolejną odpowiedz:
" A może chcesz gaśnicę?". Po chwili zdenerwowałam się już na maksa, bo mój facet przyszedł bez picia. Ja do niego, gdzie sok, a on, że nie ma pojęcia o co mi chodzi. Pomyślałam. że się zgrywa i obraziłam się. Po chwili przyszedł kolejny SMS: " To gdzie mam ci przyniesc ten Sok?". Zdębiałam... Do kogo wysłalam tamte wiadomości? Zaczęłam przepraszam Mateusza, wytłumaczyłam że pomyliłam numery. Ale on milczał. Wrescie naburmuszony powiedział że jestem niemożliwa że ciągle się obrażam na niego i... że może przez jakiś czas od siebie odpoczniemy... Wieczorem spacerowałam zapłakana po plaży. I wtedy zadzwonił telefon. " Co jest? Czekam z tym sokiem bananowym dla Ciebie- usłyszałam głos faceta". Chciałam rozlączyc się... ale ten głos był taki miły i ciepły... Opisałam co się stało i że przez to pokłóciłam się z chłopakiem. Wtedy zapytał: " A może spotkasz się jutro ze mną? ". Zaśmiałam się smutno ale zgodziłam się... Następnego dnia Paweł (bo tak miał na imię chłopak którego poznałam przez pomyłkę) przyjechał do mnie 300km z Warszawy z kartonem soku bananowego! Okazał się super facetem i od tej pory jestesmy razem. Dojazdy nie są łatwe, ale dajemy radę. Zawsze przyjezdza do mnie z kartonem soku bananowego :)
napisał/a: MJane 2007-06-15 14:34
Mojemu lubemu zepsuł się telefon. Konkretnie to ekranik działał mu jedynie wtedy, gdy przyciskał kciukiem górną część obudowy. Kiedyś przy okazji jakiejś imprezki i sporej ilości alkoholu poruszony został temat tego właśnie telefonu. A mojemu lubemu wzięło się na żarty i zaczął opowiadać, że wmontował sobie czujnik linii papilarnych i telefon działa jedynie wtedy kiedy on go obsługuje, że jest to najlepsze zabezpieczenie obecnie na rynku i że w 100% pewne.. bla bla bla, gadka się kręci :) Ton wypowiedzi był ewidentnie żartobliwy. Oczywiście wszyscy znajomi wybuchnęli śmiechem i temat był zakończony...
...aż tu kilka dni później, podeszła do nas nasza koleżanka (nie do końca kumata) i rzecze w te oto słowa:
Wiesz co? Jesteś dupek! Ja tu kurde poszłam do salonu z telefonami i pytam się kolesiowi o ten czytnik linii papilarnych, a on do mnie, że czegoś takiego nie ma. Więc mu mówię, że kolega ma i powiedziałam mu jak to działa, a ten mnie wyśmiał i jeszcze kolegów zawołał żeby się z nim pośmiali.. nie mogłeś od razu powiedzieć że to ściema?

:) :) :)
napisał/a: Justa9 2007-06-15 14:50
z moim telefonem było dośc smutno. Działo to sie akurat kiedy mój najdroższy miał przyjechać do Polski na urlop (przebywał od roku za granicą na misji) Bylismy za sobą ogromnie stesknieni. Przez tyle czasu nie moglismy do siebie dzwonic ani esemesowac, jedynie pisalismy maile i ogladalismy swoje zdjecia, kazde z osobna. Byłam taka szczesliwa ze go zobacze. Niestety pech chcial ze w dniu kiedy mial przyleciec do kraju musialam byc w pracy i nie moglam wyjechac po niego na lotnisko. I tu już moj najdroższy mial pewne podejrzenia ze coś krece i czy przypadkiem go nie zdradzam. Ale nic, mial zadzwonic jak tylko wyladuje. Z upragnienie mczekalam na telefon, nawet poszłam z nim do wc. I to bylo glupota z mojej strony. Telefon wpadł do zlewu z wodą. Byłam tak przerazona ze nie wiedzialam co mam zrobic. Złapalam telefon i wylecialam z biura w poszukiwaniu jakiegos fachowca telefonicznego. No i w tymn czasie akurat moj najdrozszy wyladowal i szczesliwy ze w koncu mnie uslyszy i niedlugo zobaczy dzwonil. Strasznie byl zły ze telefon byl wylaczony i ze nawet słuzbowego nie odbierałam. Wynikla wielka kłótnia, ze go oszukuje i takie tam. Ale tesknota nie pozwolila mu długo sie gniewac i teraz jestesmy razem szczesliwy a on obiecał ze juz nigdy tak daleko na tak długo nie pojedzie bezemnie.
napisał/a: fajna 2007-06-15 15:07
kilka lat temu gdy wchodziła na rynek sieć IDEA zakupiłam telefon i kartę od nich! ceny były konkurencyjne wiec nie interesował mnie jaki maja zasieg! umówiłam sie z chłopakiem który nie był z mojego miasta. Nie w każdym miejscu miałam zasięg w telefonie dogadywałam sie z nim przez SMS-y jak ma do mnie dojechać! miał skręcić na pierwszym rondzie w lewo przejechać około 300 metrów koło szkoły skręcić w uliczke i jechać prosto. przypomninam ze pisałam to SMS-ami . następnym manewrem jaki miał wykonać to skręcić na światłach w prawo i jechać do pierwszego sklepu co bedzie przy drodzie i ja mniałam tam stać!!! :) czekałam zaim około 1 godziny bo nie mógł do mnie dojechać twierdził że nie może trafić z wielkimi nerwami poszłam tą drogą co mu tłumaczyłam, zeby go poszukać!! okazało się że dzień wcześniej pijany kierowca jadąc samochodem rozwalił światła i zostały one całkowicie zdemontowane bo zagrażały bezpieczeństwu na drodze!! a właśnie na tych światłach mój wymażony chłopak miał do mnie skręcić! któż to wie gdzie ten biedak pojechał i na których następnych światłach skręcił.!!!!??? :confused:
teraz już zasieg IDE(orange) juz jest dobry wiec mam nadzieje ze kolejne spotkania odbęda się !!
napisał/a: sweetXcassy 2007-06-15 15:42
Do wymiany komórki miałam jeszcze 5 miesięcy . To właśnie wtedy miała mi się skończyć umowa z pewną siecią . A to, że zawsze lubię wiedzieć "co jest halo", wiedział każdy, więc ja nigdy nie rozstawałam się ze swoim mobile phone. Pewnego dnia, gdy byłam w wannie, jak zwykle dostałam kilka smsów. Komóra leżała na pralce, toteż musiałam się troche nagimnastykować, by po nią sięgnąć . Gdy już miałam fonika w dłoniach, zdałam sobie sprawę, że są one (dłonie) całe w mydle, i ani się obejrzałam, a komórka wylądowała w wannie :D Of course, była już zdechła :eek: I to właśnie przydażyło się mi, komórkomaniaczce, która przez CAŁE 5 MIESIĘCY była zmuszona cierpieć z powodu utraty swojej komórki.
napisał/a: asikXdzy 2007-06-15 16:02
Pamiętam jak nie mogłam sie doczekać pierwszej wypłaty, takiej wlasniej cieżko wypracowane, naturalnie nie siłowo bo jestem krucha raczeja,ale nie mniej jednak cieżko zarobionej....
od 3 miesięcy chodziłam "badałam grunt" rynków telefonicznych " tak żeby wiedziec co mi esie podoba i co bym chciala jak juz bede miala za co... no poniekad zeby miec telefon sliczniusi piekniusi poszlam do pracy.. ale bodzieć i znalazłam po jakims miesiacu... to bylo cudo stał na połeczce niczym królewna na polanie... kształty idealne... wymiary wrecz boskie... w ręku leżał doskonale...no poprostu sie zakochałam znalazlam swoi ideal po czym dosc szybko wrocilam do realiow gdzy zdzwonila moja osobista przenosna bódka telefoniczna... wracałam do domu już marząc o tym pieknym samsungu D500... hmm jakie to byly chwile jak sobie wyobrazalam jak sie czuc bede jak zmieni sie moje nastawienie do świata i ze naturalnie o niebo atrakcyjniejsza sie stanę w mig!! po kolejnych 2 miesiacach zycia tym ze idealnym aparatem nadszedl czas... nadeszła ta chwila... wyplata...pedem do sklepu... telefon stoi jak by czekal...jest moj mysle i trak sie stalo.... cala wyplata.poszla nie ma. ale jest on idealny piekny cudowny niezastapiony pierwszy moj wymarzony!! formatowanie baterii pierwsze rozladowanie no nie jestem wstanie jak opowiedziec to uczucie bo to przecierz byl tylko tel... dla wiekszosci dla mnie nie.... to byl TELEFON!!mialo to códo 3 dni.. kiedy kładłam sie spać leżał kolo mnie niczym szczeniaczek.. w nocy sie budzilam burza byla...prąd skakał... pić mi sie chcialo wstawałam nie mogłam spać... Rano sie obudzilam i widze ten moj skarb leży niwinnie w bez ruchu wsadzony do szklanki pełnej soku malinowego.... do dzis nie umiem sobie tego wybaczyc ze tak nie pomyslalam ze tak go stracilam.. nie obylo sie bez łez ale postanowilam wtedy ze zawsze bede miala juz Samsungi ale od tamtej pory nie bylo mnie stać na żaden telefon...chyba lepiej nie miec niż mieć taki który nie jest spełnieniem tego ideału... F300 jest idealny, dlatego bardzo bym chciala go wygrać:) moze bede miala szanse...choć nigdy nic nie wygrałam .. to moze raz sie los i do mnie uśmiechnie!!pozdrawiam:)
enigma10
napisał/a: enigma10 2007-06-15 16:15
Kilka lat temu przygarnęłam psa. Psa niszczyciela ;) , który przez wiele tygodni, z upodobaniem obgryzał wtyczkę od telefonu /takiego "tradycyjnego", stacjonarnego - pamiętacie jeszcze takie starodawne aparaty telefoniczne?/

Żartowałam i pytałam psa - czy dzwoni do swoich psich kolegów i umawia się z nimi na spacer w parku? A on tylko merdał ogonem.

W końcu wymyśliłam, że może psu nie podoba się dźwięk, jaki wydaje dzwoniący telefon. A że telefon był mocno wiekowy /jeszcze z tarczą, wykręcało się numer/ to kupiłam nowy telefon, z różnymi bajerami, ze ściszanym dzwonkiem itp.
I rzeczywiście telefon przestał psa interesować....za to strasznie spodobał się kotu i odtąd kot uczył ten nowy telefon latać.
Któregoś upadku z wysokiej półki telefon nie przeżył, więc musiałam zakupić nowy aparat.
Kupiłam - normalnie cud techniki, można powprowadzać numery telefonów i je poopisywać - co oczywiście zrobiłam.

I tak oto pewnego wieczoru dzwoni telefon.
Patrzę na wyświetlacz - numer telefonu mojej mamy.
Podnoszę słuchawkę i mówię:
- Cześć, mamo.
W słuchawce chwila ciszy. A potem niepewny głos mamy:
- Skąd wiesz, że to ja?
- Widzę - odpowiedziałam ze śmiechem.
Zapadła jeszcze dłuższa cisza.
- Widzisz???? A ja się nie uczesałam... - mama na to.

**
Długo nie miałam telefonu komórkowego, broniłam się przed nim rękami i nogami;) Znajomi podśmiewali się ze mnie, że jestem ostatnią osobą we wszechświecie, która nie ma komórki.
No ale ciężko żyć bez komórki, w końcu i ja musiałam ją sobie sprawić.

Tylko nie wiem, czy długo się nią jeszcze będę cieszyć, bo gdy tylko zaczyna dzwonić, to pies biega po domu z obłędem w oczach, jakby się spodziewał, że to do niego ktoś dzwoni. A kot - gdy tylko dorwie komórkę - to nadaje jej prędkości początkowej za pomocą łapy i obserwuje, jak komórka szybuje w powietrzu, a potem, po zetknięciu się z podłożem, malowniczo rozpada się na czynniki pierwsze;)
No cóż, komórka jeszcze działa, ale na ekraniku wystąpiły niepokojące plamy... opadowe? Czyżby mój telefonik dogorywał? ;)
napisał/a: wiki 2007-06-15 18:33
Moja przygoda z telefonem okazała się niezłą wpadką.
Jakiś czas temu w radiu przeprowadzany był konkurs. Trzeba było zaśpiewać piosenkę i wygrywało się nagrodę rzeczową (np. aparat).
Więc dzwonię i dzwonię. Dodzwonić się nie jest łatwo, ciągle linia zajęta. Mija jakiś czas, jest, jest sygnał. Ktoś podnosi słuchawkę. Słyszę męski głos i nic nie myśląc mówię.
- Witam, chciałam zaśpiewać piosenkę Varius Manx "Orła cień" czy mogę.
- Dawaj.
Śpiewam i po chwili słyszę śmiech. Zaniepokojona pytam.
- Czy to radio?
- Nie, ale tak dobrze ci idzie, że możesz śpiewać dalej.
- ups. :)
napisał/a: kika 2007-06-15 20:43
napisal(a):

To była niedziela. Zapowiadał się upalny dzień więc postanowiliśmy z mężem zorganizować wieczorem grilla dla znajomych. No więc zostało zaproszonych pare zaprzyjaznionych osób w tym także moja kuzynka Kamila (jest stomatologiem), która jest posiadaczką telefonu Samsung X200. Wspomnę że ja również posiadam ten model telefonu (Ja pracuję jako kosmetyczka). Nawet mamy taki sam kolor obudowy. No więc co się stało z tymże telefonem? Już opowiadam. A więc zorganizowaliśmy tego grilla w ogrodzie, każdy zajadał się kiełbaskami, skrzydełkami i innymi specjałami, popijaliśmy procenty i zabawa była superowa. Gdzieś około godziny 1.00 w nocy towarzystwo postanowiło rozejść się do domów w tym także moja przemiła kuzynka Kamila. A więc co dalej z tym telefonem? Otóż - Kamila przed pójściem do swojego domku postanowiła wcześniej skorzystać z toalety i wychodząc z niej po prostu zgarnęła MÓJ TELEFON do torebki, który leżał sobie na szafce w przedpokoju bo myślała że to jej a znowu ten SWÓJ PRAWDZIWY zostawiła w ogrodzie na stole. (a ja myślałam że ten co leży w ogrodzie to jest mój i go sobie przygarnęłam).Tak więc nie wiedząc o tym przypadkowo pozamieniałyśmy się telefonami. No i wtedy to się stało. Jest poniedziałek rano, ja jestem w pracy a tu dzwoni telefon (nie wiedząc że to Kamili odbieram)
Mówię: "tak, słucham? "
Na to głos po drugiej stronie: "Dzień Dobry, czy można się umówić na wizytę do pani w przyszły wtorek?" (facetka myślała że dzwoni do stomatologa!!!)
Ja na to (jestem kosmetyczką!!!): "Ależ oczywiście, może być godzina 12.00?"
Na to głos po drugiej stronie: "Dobrze, wtorek godzina 12.00, będę na pewno. Dziękuję i do widzenia"
Ja na to: "Do widzenia i do wtorku"
I wyszedł z tego niezły pasztet bo pozamieniałyśmy się przypadkowo telefonami i pacjenci Kamili do mnie dzwonili żeby się umówić na wizytę stomatologiczną a znów moi klienci dzwonili do niej żeby się umówić za zabiegi kosmetyczne.
Gdy się skapnęłyśmy to nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu. I teraz mamy nauczkę żeby uważać na te "nasze" telefony. A ta pani która do mnie dzwoniła oczywiście stawiła się we wtorek o godzinie 12.00 w gabinecie stomatologicznym u Kamili. Tak więc ubaw z tej zamiany był niezły :) :)
napisał/a: giovana8 2007-06-16 01:36
Miałam wiele przygód z telefonem ale jedną zapamiętałam szczególnie. Dowcip mojego syna wielkiego fana Wisły Kraków, który jako dzwonek ustawił mi piosenkę „wielbiącą” ten zespół i jednocześnie szkalującą Cracovię (oba zespoły słyną z wzajemnej awersji do siebie).
Jadę tramwajem w rejonie słynącym z kibiców Cracovii, wypełnionym po brzegi młodymi ludźmi wznoszącymi okrzyki na cześć i chwałę swojej drużyny. I w tym momencie ich radosne okrzyki zostały przerwane moim nieszczęsnym dzwonkiem…ostrym, słownym najazdem i kulminacją Wisła TS ! Nie mogłam wydostać telefonu z torebki, zamek się zablokował…patrzyłam na grupę silną pod wezwaniem…a piosenka dudniła na cały tramwaj. Nastała cisza, bardzo niezręczna, patrzyłam na nich a oni na mnie niczym na wariatkę. Czułam się jakbym usiadła na gnieździe os, które czekały na sygnał do ataku, rozdrażnione na maksa. Próbowałam się uśmiechać czarująco, trzepotałam rzęsami, strzelałam miny i pragnęłam wysiąść jak najprędzej a dzwonek dudnił i dudnił…Wsłuchani stali i chyba sami nie wiedzieli co mają zrobić z kobieciną. Zamek nie puszczał, telefon wydzwonił wszystkie dźwięki których nie mogłam w żaden sposób zagłuszyć…a mąż rozpoczął następną kawalkadę bo usiłował się ze mną skontaktować. Miałam czarne myśli i marzyłam o chwili kiedy wysiądę…Wysiadając powiedziałam: -Przepraszam…i już mnie nie było.
W domu syn dostał taka burę że popamięta na długie lata…Teraz z tego się śmiejemy, bo jak przypominam sobie ich miny i pełną konsternację to nie mogę się powstrzymać…wzięłam ich przez zaskoczenie i to mnie uratowało przed ich reakcją. Bo kto o zdrowych zmysłach na ich terenie ustawia sobie taki dzwonek…tylko wariat.
napisał/a: Iwlin 2007-06-16 07:43
Moja opowieść ciągnie się już 3 lata z jednym telefonem, a było to tak.
W roku 2004 zostałam zaproszona do mojej koleżanki, hmmm... tak naprawde przyjaciólki do Ameryki (Nowy Jork) na tydzień bo tylko tyle moglam wtedy mieć wakacji, wtedy pomyslalam ze taka okazja moze sie juz nigdy nie powtorzyc dlugo musialam sie starac aby zorganizowac pieniadze na bilety. Po ok. 2 tygodniach udalo mi sie zebrac odpowiednia sume pieniedzy, wiec nie zastanawiajac sie pobieglam kupic bilety na samolot. Wylot mialam juz nastepnego dnia rano wiec spieszylam sie z pakowaniem itd. Oczywiscie z samego rana prysznic bez sniadania bo pierwszy raz bede leciec samolotem i nie wiem jak to zniose a pozatym do Ameryki. Oczywiscie z calego tego podniecenia nie patrzylam na zegarek noi na lotnisku sie okazalo ze do odprawy mam jeszcze 2 h. gdzy sie juz wszystko zaczelo przechodzac przez bramke wyciagnelam wszystko z kieszeni i nawet nie zorientowalam sie ze nie mam telefonu (Samsung A 400... chyba)jak nigdy nic wsiadlam do samolotu ucieszona . I tu zaczyna sie najwazniejsze bo telefon zostawilam w restauracji na lotnisku gdzie znalazl go pewien chlopak ktory okazalo sie ze tez leci do N.J. tylko 30 min po mnie. Niestety juz mnie nie zlapal ale dal jednej ze stiuardes , oczywiscie tak jak kazdy facet spisal sobie wczesniej moj nr. tel.,twierdzil ze podobno po to by sprawdzic czy dostalam spowrotem ten tel. Tak, dostalam ten tel. ale okazalo sie ze on niestety nie dziala w ameryce bo nie lapal zasiengu czy cos tam podobnego. Ten oto chlopak dzwonil do mnie prubowal mnie znalezc ale na lotnisku nie podali mu moich danych , podobno prubowal tez przez ambasade ale nie znal moich danych itp. itd. Po przylocie do polski wlaczylam tel i naszczescie dzialal, ucieszona wsiadlam do taksowki i patrze dzwoni mi tel. odbieram a tu... odzywa sie znalazca mojego tel. I tak w ramach podziekowania umowilismy sie na piwko w pubie, on kupil kwiaty, ja staralam sie byc mila, i takim to sposobem mam od 3 lat stary choc w dobrym stanie telefon i juz narzeczonego za 7 miesiecy meza. I tak dzieki mojej "komureczce" za ok pol roku wyjde za maz za najukochanszego goscia pod sloncem.
napisał/a: izka 2007-06-16 10:21
Moja historia z telefonem miała miejsce na imprezie ze znajomymi w dyskotece.
Wybraliśmy się tam aby się troszkę zabawić a mój telefonik wylądował w kuflu z piwem. BUUUU! Tak sobie pływał aż się " utopił".