Cisza i Spokój

Duże P i DJ Spox dają lekcję poglądową na temat polskiego hip-hopu. To bardzo dobry album, ale tylko w połowie.
/ 20.12.2006 13:54
Kronika polskiego rapu to nie jest zapis permanentnych wzlotów, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wydarzenia ostatnich lat. Podobnie z pierwszą oficjalnie dostępną pełną płytą projektu Cisza i Spokój duetu rapera Duże P i producenta DJ Spoksa. To bardzo dobry album, ale tylko w połowie. Odważny i bezkompromisowy, ale nierówny. Podminowany konfliktem ważnego z banalnym. Trochę jak kariera autora. Duże P, mistrz wolnego stylu, ma na koncie posunięcia sporego kalibru, ale i te artystycznie wątpliwe. Przełamuje ograniczenia hermetycznego środowiska, w Orkiestrze Transtechnologicznej konfrontuje hip-hop z jazzem Konikiewicza (tu zresztą ten ostatni występuje gościnnie), pod szyldem inicjatywy Karuzeli Kultury – z wierszami Zagajewskiego.
W międzyczasie nawiązuje współpracę z wytwórnią UMC, symbolem ostentacyjnej komercji w krajowej rapowej fonografii. Tych kilka faktów to klucz do rozgryzienia nowego albumu. Intensywne, gęste nagranie „Cisza i Spokój” Duże P i Spox zestawiają z natrętnym populizmem „Nie słyszą mnie”, społeczne zaangażowanie i krytykę dyktatury oportunizmu z pretensjonalnym dramatem („Ostatniej nocy kochałem się ze śmiercią”) damsko-męskich historii. Niby warszawskie osiedle, ale jedną nogą w Poznaniu, który dzięki wykonawcom pokroju Ascetoholix czy Meza stał się synonimem rapu z plakatu w młodzieżowym tabloidzie. Najlepsze i najgorsze momenty płyty dzieli przepaść. I to ta przez duże P.

Angelika Kucińska/ Przekrój

Cisza i Spokój „Cisza i Spokój”, Tosiewytnie