Z ziemi polskiej do włoskiej…

Mieszkam już od dziewięciu lat we Włoszech. Nie nazwałabym tego emigracją, bo opuściłam Ojczyznę z własnej i nieprzymuszonej woli, nie chciałabym już do niej wrócić, nie wyobrażam sobie mieszkania poza Italią, ale to wszystko nie zmienia faktu, że zawsze pozostanę Polką i bardzo tęsknię za Ojczyzną.
/ 14.04.2010 11:03
Mieszkam już od dziewięciu lat we Włoszech. Nie nazwałabym tego emigracją, bo opuściłam Ojczyznę z własnej i nieprzymuszonej woli, nie chciałabym już do niej wrócić, nie wyobrażam sobie mieszkania poza Italią, ale to wszystko nie zmienia faktu, że zawsze pozostanę Polką i bardzo tęsknię za Ojczyzną.

Nie wyrzekam się polskości, nie zapomniałam polskiego języka, kultywuję polskie tradycje. Nie wstydzę się mówić do moich dzieci po polsku, nie udaję, że nie znam innych Polaków tu mieszkających. A zapewniam Was, że niektórzy Polacy poza granicami Polski za wszelką cenę chcą się od swojej narodowości odgrodzić… Szybko „zapominają” języka, niechętnie mówią skąd pochodzą. Dlaczego tak się dzieje? Czy to jeszcze inna strona „polskiej natury”? Jakieś ogólno narodowe (dla mnie nieuzasadnione) poczucie niższości Polaków? Być może w krajach, gdzie jest większa ilość rodaków tak nie jest, bo Polacy w grupie czują się silniejsi i bardziej odważni, ale tu we Włoszech to częste zjawisko.

Z ziemi polskiej do włoskiej…

Taka jest smutna prawda, choć trzeba też zaznaczyć, że nie wszyscy tak się zachowują. Szczególnie w takich momentach jak ten, który spotkał nasz naród w ostatnich dniach bardzo odczuwa się tę „niewidzialną nitkę” patriotyzmu łączącą nasz naród. Polacy w smutnych i tragicznych chwilach potrafią solidaryzować się ze sobą nawet poza granicami kraju. Wielka szkoda, że tylko wtedy…

W minioną sobotę, w dzień tragedii byłam w domu i robiłam cotygodniowe sobotnie porządki. Nie włączyłam telewizora, jeszcze nic nie wiedziałam o tym, co się stało. I nagle, zza otwartego okna dobiegł mnie głos sąsiada, który zagadnął do drugiego, pracującego w ogródku: „Słyszałeś co się stało? Zginął prezydent Polski!”, a później kolejny fragment dialogu: „Kto to widział żeby prezydent latał takim starym samolotem?” I w tym momencie i ja poczułam to ziarenko wstydu za mój naród. No bo jak to, dlaczego Mojego Prezydenta nie stać na sprawny samolot? Czy Polska to kraj trzeciego świata? Przecież szczycimy się tym, że jesteśmy w środku Europy, dlaczego więc zachowujemy się jakbyśmy pochodzili z niecywilizowanej dżungli? Czy dopiero śmierć Prezydenta, bezcennych osób polskiej elity ze świata kultury, wojska, Kościoła jest w stanie uzmysłowić nam cały surrealizm sytuacji? Dlaczego Polacy doszukują się winy w innych, a nie poszukają jej w samych sobie? Dlaczego z włoskich dzienników dobiegły mnie słowa: „Rządu polskiego nie było stać na lepszy samolot”?

Tej tragedii mogło nie być. Mogliśmy uniknąć żałoby. Mogliśmy nie popadać w zaćmioną żalem i gniewem nie wiadomo do kogo (ale nie do siebie samych) ogólnonarodową histerię.
I doprawdy nie wiem, czy ta tragedia nauczy nas czegokolwiek… Skoro tyle innych, z przeszłości, niczego nie nauczyły…

Kłębią się we mnie sprzeczne uczucia: żal miesza się z gniewem, bezsilność ze smutkiem. Jednocześnie kocham tę Polskę i jej nienawidzę.

Anna Łyczko Borghi

Redakcja poleca

REKLAMA