Przypowieść o słowach

Daleko w górach żył sobie mędrzec. Stary był, wiekowy, ponoć od niepamiętnych czasów zamieszkiwał swoją jaskinię. Ludzie mówili, że zawsze tam był. Pustelnicze życie wybrał, by mądrość tego świata zgłębiać. Medytować, rozmawiać z duchami, obcować z bogami. Podobno na każde pytanie odpowiedź znał. I młodych, żądnych wiedzy, uczył. Nie wszystkich jednak, a tylko tych, którzy zasłużyli na to otwartością swego umysłu.
/ 07.07.2008 20:20
Daleko w górach żył sobie mędrzec. Stary był, wiekowy, ponoć od niepamiętnych czasów zamieszkiwał swoją jaskinię. Ludzie mówili, że zawsze tam był. Pustelnicze życie wybrał, by mądrość tego świata zgłębiać. Medytować, rozmawiać z duchami, obcować z bogami. Podobno na każde pytanie odpowiedź znał. I młodych, żądnych wiedzy, uczył. Nie wszystkich jednak, a tylko tych, którzy zasłużyli na to otwartością swego umysłu.

I zdarzyło się pewnego dnia, że młody Vermin zapragnął poznać odpowiedzi na dręczące go pytania. Ciekawy świata, baczny obserwator, przyglądał się ludziom, ich zachowaniu i życiu. I rozmyślał po całych dniach, zgłębiając w duszy tajniki ludzkich działań. Gdy jego uszu doszły plotki, że mędrzec zna wszystkie odpowiedzi, zapragnął z nim porozmawiać. I zadać pytania, uczyć Przypowieść o słowachsie od niego. Założył tedy wygodne, mocne sandały, w plecak prowiant zapakował, na grzbiet pelerynę zarzucił i na głowę kapelusz dla ochrony przed słońcem wciskając, ruszył w góry, na poszukiwania pustelnika.

Przez tydzień błądził Vermin po szczytach i urwiskach, wypatrując śladów mistrza. Aż znalazł ukryte w skale stopnie, prowadzące do jaskini, przed którą paliły się dwie pochodnie. Z wnętrza dochodził cichy śpiew....

Znalazł starca siedzącego w głębi jaskini, przy niewielkim ognisku. Stara twarz przypominała pomarszczone jabłko. Zamknięte powieki zapadały się w oczodołach, a wargi mędrca poruszały się nieustannie w melodyjnym zaśpiewie. Jego długie, siwe włosy opadały wzdłuż pleców, a broda dostojnie spływała na kolana. Słysząc odgłos kroków pustelnik otworzył oczy. Na Verminie spoczęło spojrzenie podobne rozżarzonym węgielkom.

- Przyszedłeś – rozległ się suchy szept starego człowieka. - Przyszedłeś po odpowiedź. Po naukę...
- Tak, panie – odparł młodzieniec tonem pełnym szacunku. - Wieść niesie, że odpowiedzi na wszelkie pytania poznałeś.
- Pytać chcesz... - starzec nieznacznie uniósł głowę. - Pytaj zatem...
- Patrzę na ludzi – Vermin usiadł przy ognisku, wyciągając zziębnięte ręce nad ogień. - Uczę się ich, staram się zrozumieć ich dusze, ich serca. Lecz choćbym nie wiem, jak długo się im przyglądał, nie potrafię ich poznać. Wciąż stanowią dla mnie zagadkę... Zwłaszcza to, co mówią. To o słowa, jakie z ich ust padają, chciałbym cię zapytać...
Starzec czekał, patrząc w milczeniu poprzez płomienie, wprost w oczy młodego człowieka.
- Chciałbym cię zapytać – ciągnął Vermin – dlaczego ludzie tak lekkomyślnie złe słowa wypowiadają? Te raniące, bolesne, kłujące dotkliwie? Niekoniecznie prawdziwe, lecz przeszywające serca śmiertelnym bólem? Rozdzierające duszę? I czemu jest tak, że inni tak szybko i łatwo podchwytują je, kierując przeciwko komuś? Czemuż nie zastanowią się choć przez chwilę, nim wypowiedzą to wszystko?
Młodzieniec coraz szybciej oddychając wyrzucał z siebie zdanie jedno po drugim, nabierając łapczywie powietrza:
- Powiedz mi, mędrcze, dlaczego tak łatwo im te słowa złe przychodzą, a dobre z takim trudem są wypowiadane? Dlaczego tak rzadko je słyszymy? Dlaczego, choć prawdziwe, tak rzadko są przyjmowane za dobrą monetę? Skąd bierze się w ludziach nieufność do słowa dobrego, niewiara w szczere intencje dobrych i miłych słów? Czemu, wiedząc, jak bardzo bolą te złe i niesprawiedliwe, wzbraniają się przed przyjęciem tych dobrych? Mistrzu???
Starzec, biorąc głęboki oddech, podniósł się wyprostowany.
- Wstań! - polecił władczym głosem, jakże innym od wcześniejszego, trzaskającego szeptu.
Vermin stanął więc twarzą w twarz z pustelnikiem. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak wysoki jest ten człowiek. Choć w swojej wiosce za niskiego nie uchodził, ten starzec przewyższał go o głowę. I patrzył teraz na niego badawczo...
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, mędrzec potężnym ciosem w żołądek powalił młodzieńca na ziemię. Vermin, z trudem łapiąc powietrze, jak najszybciej zerwał się z powrotem na równe nogi, szykując się do oddania ciosu. To, co go powstrzymało to fakt, że przeciwnik stał nieruchomo, nawet nie szykując się do jakiejkolwiek obrony.
- Podejdź! - rozkazał starzec.
Młody człowiek powolnym krokiem zbliżył się nieco. Widząc unoszące się ramię pustelnika, odruchowo cofnął się o krok. Starzec jednak nie ponowił ciosu, jak oczekiwał Vermin, lecz kojącym, łagodnym ruchem, położył mu dłoń na barkach... W oczach starca coś zabłysło, gdy spokojnym głosem mówił:
- Wyjdziesz teraz przed jaskinię i powrócisz do mnie w momencie, gdy znać będziesz odpowiedź na swoje pytania.
Vermin, nieco zataczając się po wcześniejszym ciosie, opuścił pieczarę. W podmuchach chłodnego wiatru, pośród majestatycznych szczytów, usiadł, spoglądając na krążące pod niebem orły. Myślał... Myślał, dopóki noc nie rozświetliła mu ciemności iskierkami gwiazd. Wtedy to, odprowadzany srebrzystym blaskiem księżyca wrócił do jaskini. Stary pustelnik wciąż siedział przy ognisku, mamrocząc coś pod nosem, jakby w ogóle nie ruszał się stamtąd tego dnia. Jednak i tym razem natychmiast otworzył oczy, bezbłędnie wyczuwając obecność gościa. W jego spojrzeniu było oczekiwanie.
- Już wiem – młodzieniec patrzył przez płomienie. - Pierwszy cios, to słowa złe. Drugi gest, to słowa dobre...
- Dlaczego? - zapytał mędrzec.
- Słowa złe przychodzą znienacka – rozpoczął Vermin. - Są bolesne, uderzają szybko i twardo. Wyciskają łzy. Sprawiają, że upadamy. Czasem ciężko się po nich podnieść. Długo o nich pamiętamy. Stąd z nieufnością przyjmujemy później słowa dobra, czyli tamten spokojny gest. Dobre słowo jest delikatne, ciche, łagodne. Nabrawszy jednak nieufności do wcześniej raniących nas złych słów, podświadomie oczekujemy tego samego. I nie przyjmujemy, cofamy się, nie wierzymy. Trzeba długo odbudowywać zaufanie człowieka, by bez wątpliwości przyjmował słowa dobre...
Starzec w zadumie pokiwał głową. W jego oczach błysnęło uznanie.
- Gratuluję – szepnął. - Znalazłeś odpowiedź...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA