Nie być mamą

Są kobiety, które w wieku 40 lat chcą świętować 26 maja tylko jako córki…
/ 26.05.2010 08:10

Są kobiety, które w wieku 40 lat chcą świętować 26 maja tylko jako córki…

I nie jest to już kasta wyklętych starych panien, ani pokłosie plagi bezpłodności. Świat zmienia się tak, że stając nad opakowaniem tabletek antykoncepcyjnych, w apogeum swojej biologicznej płodności, bez wahania sięgamy po kolejny blister. I to nie jest tak, że jesteśmy głupie, rozhukane, egoistyczne czy nie zdające sobie sprawy z konsekwencji.


Bezdzietność z wyboru istniała zawsze, ale nigdy jeszcze nie cieszyła się tak wielką popularnością. Bo dotychczasowa kultura sprzyjała modelowi pokoleniowej rodziny - od względów ekonomicznych, przez tradycyjno-religijne na life-stylowych skończywszy. Bo w małżeństwie lat 70-tych czy 80-tych, wracającym tramwajem po ośmiogodzinnej pracy do M-3 i telewizora, zapełnienie tej drugiej części dnia zebraniami szkolnymi i odrabianiem lekcji było normalnością. Normalne były klatki schodowe pełne dzieci i sąsiedzkie imprezy rodziców. Zakład pracy dawał na wczasy pod gruszą w 4-osobowym domku typu „Wieżyca”, a człowiek o kuszącej alternatywie nie posiadania obowiązku wychowania nie wiedział.

Teraz jest zupełnie inaczej i ten „komunistyczny” albo „katolicki” (zależy kogo wolimy obwiniać) model rodziny raczej straszy niż zachęca. Dla kobiety rutyna obiadków, szczepionek i wywiadówek nie jest w najmniejszym stopniu atrakcyjna, a zegar biologiczny zagłuszają reklamy wycieczek na Bali i klubowa muzyka. Według styczniowego badania CBOS „Postawy prokreacyjne Polaków”, wyraźnie spada liczba zainteresowanych potomstwem, zaś w grupie 25 - 39 latków znacznie więcej panów chce dzieci niż pań. Ponad 30% bezdzietnych w wieku 30-34 lat zdecydowanie nie chce się rozmnażać…

Z badania CBOS wynika również, że wbrew pozorom to nie kryzys i brak funduszy skłania nas ku modelowi 2 + kot. Ludzie, którzy są anty-dzietni, owszem, cenią sobie status materialny DINKsów (Double Income - No kids), ale za ich decyzją stoją głównie wartości.

Jakie to wartości, spyta tradycjonalista oburzony moją anty-społeczną postawą? Odpowiem litanią: wolność, swoboda przemieszczania się po świecie, radość bycia w związku tylko dla siebie, kontrola własnego czasu, joga i lekcje śpiewu zamiast gotowania i prania, spontaniczność na co dzień… Jako szczęśliwa 30-letnia kobieta nie widzę nic budującego w 9 miesiącach fizycznej gehenny, po której nastąpi siedem lat chudych, a pierwszy dodatkowo nieprzespany. Nie znajduję w sobie entuzjazmu do marnowania młodych lat życia na wpychanie kaszek do buźki, oglądanie Teletubisiów i przesiadywanie z podwórkowymi mamami pod trzepakiem. Nie chcę obudzić się w 40-te urodziny z rękami do kolan, migreną i poczuciem, że nie tańczyłam jeszcze w Nowym Jorku.

I tak, wiem, że mamy role społeczne, że jest zew natury, że rodzina to dzieci, a na starość bez nich jest pusto, cicho i smutno. Ale czy na starość i tak nie jesteśmy zawsze samotni i smutniejsi? Czy nie warto cieszyć się pełnią życia, póki ono jest w terminie przydatności do spożycia?

Po co to przekonywanie? Bo z okazji zbliżającego się Dnia Matki, oddając hołd i cześć tym, które się poświęciły dla dobra ludzkości, dziękując za opiekę, troskę i ciepło, i wychwalając macierzyństwo w niebogłosy, pomyślmy też o tym, że to nie jest zadanie dla każdej kobiety. Że nic nie zmienią pocmokiwania ciotek i życzliwych przyjaciółek z wózkami, bo gdy się czegoś w życiu chce, to trzeba o to walczyć, nie bacząc na „dobre” rady. Bo jednej pieluchy i laurka pisane, a drugiej szminka i kompas…
 

Agata Chabierska