Kodeks kodeksem a rzeczywistość...

Według kodeksu pracy, istnieje pewien zestaw pytań, których nie powinnyśmy usłyszeć na rozmowie o pracę. Potencjalny szef nie może zapytać nas o jakiekolwiek aspekty życia rodzinnego, męża, dzieci, potencjalne dzieci, możliwości dzielenia czasu pomiędzy pracę zawodową a obowiązki w domu.
/ 10.03.2011 07:02

Według kodeksu pracy, istnieje pewien zestaw pytań, których nie powinnyśmy usłyszeć na rozmowie o pracę. Potencjalny szef nie może zapytać nas o jakiekolwiek aspekty życia rodzinnego, męża, dzieci, potencjalne dzieci, możliwości dzielenia czasu pomiędzy pracę zawodową a obowiązki w domu.

Nie powinien pytać o cokolwiek co nie jest związane z naszymi kwalifikacjami do pracy. Kiedy tę już dostaniemy, szef nie ma prawa zatrudniać nas w nieodpłatnych nadgodzinach, kazać przychodzić za darmo w weekendy, czy też wysyłać na delegację, jeśli mamy małe dziecko. Młodym matkom powinien pozwolić na przerwy, kobietom w ciąży zapewnić warunki pracy, które nie są obciążeniem dla organizmu. Nie powinien - chociaż tego akurat kodeks nie zabrania - zwalniać nas z pracy w pierwszym dniu po urlopie macierzyńskim. Nie powinien też w żadnym wypadku dawać do zrozumienia, że jeżeli wybierzemy urlop wychowawczy - wtedy nie będziemy miały do czego wracać.

I wszystko pięknie. Bo przecież kobiety właśnie o takie przepisy walczyły. Dokładnie takich przepisów chciały, aby móc swobodnie decydować o własnym życiu zawodowym czy rodzinnym. Tylko co z tego, jeśli większość z tych przepisów jest kompletnie martwa? Która z nas, starając się o wymarzoną/jakąkolwiek pracę, zapytana o przyszłe dzieci, bez mrugnięcia okiem opowie całą historię swojego życia prywatnego? Która nie zapewni, że ciąża jest na ostatnim miejscu jej priorytetów, a posiadane dzieci najchętniej zostawiłaby już na stałe z nianią? Przepisy przepisami, w rzeczywistości jednak priorytetem jest praca. W dorosłym życiu, na pierwszy plan wychodzą te prozaiczne problemy. Finansowe, codzienne. Ważna jest więc praca. Taka, która zapewni nam chociaż minimalne bezpieczeństwo finansowe, nie mówiąc o osobistym rozwoju. Mimo ogłaszanego w mediach boomu gospodarczego, dostać dzisiaj pracę wcale nie jest łatwo. Zwłaszcza pracę etatową, z umową na czas nieokreślony. My zaś - tak samo jak mężczyźni - mamy te trywialne marzenia o zapłaceniu comiesięcznego czynszu, rachunków, opłacenia w miarę sensownego jedzenia i przypilnowaniu, aby nasze ubrania nie miały jeszcze na sobie dziur. Niektórzy z nas marzą nawet o rozrywce! I nasz obecny/przyszły/potencjalny szef wie o tym doskonale. Wie, że nie zawahamy się jechać w delegację, nawet jeśli w domu czeka na nas małe dziecko, bo bezrobotna matka nie zapewni mu takiego komfortu życia co pracująca. Wie, że jak ognia unikać będziemy brania zwolnień na chore dziecko, bo za zbyt długie zwalniają nawet w państwowych instytucjach, na co dzień lansowanych jako ostatnie bastiony przestrzegające kodeksu pracy. Wie, że bez mrugnięcia okiem zostaniemy po godzinach i przyjdziemy w weekend, wiedząc doskonale, że nikt nie przyzna nam za to wynagrodzenia. Wie i z tego korzysta, bo sytuacja ekonomiczno-społeczna mu na to pozwala. Kobiety, która słysząc osobiste pytanie wstanie i wyjdzie z rozmowy kwalifikacyjnej, można dzisiaj szukać z przysłowiową świecą. Tak samo takiej, która odmówi wyjazdu na delegację czy też przyjścia do pracy w weekend. Nie można ich za to winić. W końcu chcemy mieć pracę. Musimy mieć pracę.

Sytuacja nie zmieni się prędko. Przynajmniej do czasu, kiedy o pracę będzie znacznie łatwiej i jej szukanie nie będzie trwało miesiącami. Dla niektórych latami. Dopiero wtedy będziemy mogły sobie pozwolić, aby praca szanowała nas tak samo, jak my pracę. Wcześniej nie ma mowy. Nie pomogą manify, nie pomogą deklaracje polityków, nie pomocą zmiany w konstytucji. Pomoże dopiero lepsza sytuacja na rynku pracy. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet, drogie panie. Obyśmy nie musiały czekać już długo.

Redakcja poleca

REKLAMA