Jak pisać o tragedii?

Chciałoby się przemilczeć, ale trudno pisać o kwiatkach i cieniach do powiek, gdy cały kraj płacze. A Polacy płaczą rzewnie.
/ 14.04.2010 09:53
Chciałoby się przemilczeć, ale trudno pisać o kwiatkach i cieniach do powiek, gdy cały kraj płacze. A Polacy płaczą rzewnie.

Nasza historia wyznaczona jest dramatami i Juliusz Słowacki nazywając nas „Chrystusem Narodów” nie tylko te dzieje podsumował, ale też w jakiś złowieszczy sposób dokonał proroctwa na przyszłość. Czy to kwestia skłonności martyrologicznych wynikających z chrześcijańskich korzeni, czy też po prostu trudne uwarunkowania geopolityczne, trudno powiedzieć. Fakt, że Polacy krwawią często i tragedie przeżywane wspólnie nauczyły nas niespotykanej jedności - niekoniecznie widocznej w czasach radości, ale spajającej ponad wszelkimi podziałami przy wielkim smutku.

Jak pisać o tragedii?

Po raz kolejny więc tym fatalnym zrządzeniem losu przypadł nam w udziale wielki ból. Jest żałoba narodowa, nowożeńcy czują się winni swojej radości, przechodnie zamierają przy dźwięku syren, każdy tygodnik, każda gazeta drukuje w kolorze czarnym. I można przeczytać o czarnych skrzynkach, o ostatnich telefonach, o życiorysach, o konstrukcji Tupolewa i klątwie Katynia. Po co się to pisze? Aby zaspokoić nasz głód informacji, aby oddać hołd, aby wycisnąć kilka kolejnych łez do potoku polskiej kaskady smutku.

Osobiście budzi się we mnie mały sprzeciw. Bo umarłym należy się cisza. Bo na nic zda się szukanie winnych albo znaków niebieskich, że Katyń to omen. Bo nikt z żyjących dzisiaj nie chciałby chyba, żeby jego śmierć była powodem do darcia szat i rwania włosów. Wielkim ludziom należy się moim zdaniem całkiem inny hołd. Niech świat zatrzyma się na moment, niekoniecznie 7 dni żałoby, i posłucha, popatrzy. Czym żyjemy na co dzień, za czym gonimy, o co się spieramy, gdzie upatrujemy swój cel. Do tego celu nie musimy wcale dotrzeć, bo jak nie samolot, to zabije nas pijany nastolatek albo zawał serca. Życia nie będzie w mgnieniu oka. Zostanie pytanie o ostatni dzień i o to, co zdążyliśmy zrobić dla dobra swoich bliskich, swojego społeczeństwa.

Nie płakałam na wieść o tej tragedii, tak jak nie płaczę, gdy giną setki ludzi w katastrofach naturalnych, wojnach, zamachach. Mam za to nadzieję, że po wyjęciu noży, którymi sztyletujemy się teraz, aby poczuć głębię bólu, zostanie coś pozytywnego - szacunek dla ludzi, którzy czegoś dokonali, jaśniejsze priorytety na jutro, dystans do codziennej politycznej batalii. I nie zaczniemy od kolejnego poniedziałku mieszać z błotem kolejnych ludzi, krytykować każdego czynu, jakby lepiej było nie robić nic, zabijać się o kolejny stołek czy tytuł.

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA