„Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”

„-A to nam zabili Ferdynanda – rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował”.
/ 13.10.2009 00:26
„-A to nam zabili Ferdynanda – rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował”.

Tymi słowami rozpoczyna się tom pierwszy najsłynniejszego polskiego tłumaczenia przygód dzielnego wojaka, w przekładzie Pawła Hulki-Laskowskiego.

Chociaż rzeczoznawcy w 1923 roku, tuż po śmierci Jaroslava Haška, zakładali, że „za dziesięć lat dla nowej generacji treść książki stanie się niejasna i z trudem będzie można znaleźć czytelników tego dzieła”, Szwejk po dziś dzień cieszy się olbrzymią popularnością na świecie. „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”Także w Polsce, o czym może świadczyć choćby… pomnik słynnego wojaka, na jaki natkniemy się spacerując po deptaku w Sanoku. Skąd jednak ktoś mógł w tamtym okresie przypuszczać, że „ta plebejska opowieść, czerpiąca z prastarej ludowej tradycji gawęd o głupim Jasiu i knajpianych pogwarek, łamiąca konwencję języka literackiego, ukazująca się w tanich zeszytach, jak na ówczesne gusty skandalicznie wulgarna, pisana w pośpiechu, nieukończona, zdobędzie taką sławę”?

Autor powyższego cytatu, Antoni Kroh, tymi słowami opowieść o Szwejku określił we wstępie do nowego wydania przygód o… nie, już nie dobrym wojaku, a żołnierzu czasu wojny światowej. Skąd taka zmiana? Tłumacz wyjaśnia, że szukał drogi środka, nie chcąc zbytnio tekstu wygładzać, ani stylizować na potoczność. Odważył się zmienić tytuł (a ryzykowna to decyzja, trzeba przyznać!), choć wersja Pawła Hulki-Laskowskiego, mająca od swojego pierwszego wydania w latach trzydziestych wiele wznowień, zaskarbiła sobie miłość czytelników. Pan Kroh „przygody” zastąpił słowem „losy” (jako że tło historyczne to „głód, więzienie, wszy, pożary, cień szubienicy, powszechne zbydlęcenie i masowe rzezie”), zaś „wojaka” – „żołnierzem” (ponieważ „po polsku ‘wojak’ ma odcień ironiczny, pobłażliwy, a więc niezgodny z ideą powieści”). Oczywiście zwolennicy dawnego przekładu wzięli w obronę wersję Pawła Hulki-Laskowskiego, jednak nie chodzi tu o wierność oryginałowi, a tamten humor i styl. Przyzwyczailiśmy się do cytatów i myśli, jakie stały się częścią naszego języka, więc każda zmiana budzi pewną nieufność. Dlaczego ktoś odważył się poprawić coś, co jest nam tak dobrze znane, a przez to tak bliskie?

Nie pamiętam przekładu Pawła Hulki-Laskowskiego. „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej” czytałam jakieś piętnaście lat temu, więc dziś ciężko sięgnąć mi pamięcią do tak odległych czasów. Z pewnością w tamtym okresie miałam problemy z realiami historycznymi, a pewne fragmenty były dla mnie niejasne. Skoro jednak tyle lat minęło, a książka pokrywała się na półce kurzem, miłością wielką i na całe życie do dzielnego wojaka nie zapałałam. Bez większego sentymentu sięgnęłam więc po nową wersję – jak wyczytałam wcześniej, odświeżoną, podszlifowaną, skolokwializowaną i zdynamizowaną.
Trzy wieczory mi wystarczyły, bym poznała „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej” w tłumaczeniu pana Kroha i… ciężko „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”mi się było oderwać od książki. Grubej, bo mającej aż 756 stron (tym razem cztery tomy są w jednym) - sama przyjemność jednak sięgnąć po tak świetnie wydaną literaturę z górnej półki. Dobrze przeczytać „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej” także z innego powodu - choćby ze względu na przypisy, w których tłumacz zwraca uwagę m.in. na wątki biograficzne z życia samego Jaroslava Haška.

Jak rozpoczyna się pierwszy rozdział w nowym wydaniu? Nieco inaczej. Dla porównania warto jednak przytoczyć krótki fragment tej wersji przekładu:
„-No to zabili nam Ferdynanda – rzekła gosposia panu Szwejkowi, który, gdy przed laty został definitywnie uznany za idiotę przez wojskową komisję lekarską, opuścił służbę wojskową i utrzymywał się ze sprzedaży psów, okropnych nierasowych paskudztw, fałszując ich rodowody”. Inaczej, ale czy gorzej/lepiej?

Polubiłam sympatycznego wojaka-żołnierza. Na tyle, że odwiedziłam go niedawno… w Sanoku! Kto wie, może za jakiś czas wyruszę jego szlakiem aż do Budziejowic?
Polecam lekturę!

Cyt. za: „Przygody dobrego wojaka Szwejka” Jaroslav Hašek, tłum. Paweł Hulka-Laskowski, wyd. Książka i Wiedza
„Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej” Jaroslav Hašek, tłum. Antoni Kroh, wyd. Znak

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA