"Ostatnia piosenka" - We-Dwoje.pl recenzuje

Będzie bardzo szkoda, jeśli ten film rozpatrywany będzie wyłącznie pod kątem bardzo medialnej postaci Miley Cyrus. Ta, jak mało kto budzi skrajne emocje. Nie, ten film to coś więcej niż Cyrus, to schematyczna ale wzruszająca opowieść o tym, że na pewne rzeczy może być jednak w życiu za późno.
/ 19.08.2010 21:49

Będzie bardzo szkoda, jeśli ten film rozpatrywany będzie wyłącznie pod kątem bardzo medialnej postaci Miley Cyrus. Ta, jak mało kto budzi skrajne emocje. Nie, ten film to coś więcej niż Cyrus, to schematyczna ale wzruszająca opowieść o tym, że na pewne rzeczy może być jednak w życiu za późno.

Na przykład na naprawienie własnych błędów. Siedemnastoletnia Ronnie zostaje wraz z bratem zmuszona przez matkę do spędzenia całych wakacji u ojca. Odkąd ten ją zostawił, dziewczyna nie utrzymuje z ojcem kontaktu. Największą przykrość obojgu rodzicom sprawia jednak fakt, iż fenomenalnie utalentowana muzycznie, od czasu ich rozstania, Ronnie przestała grać na pianinie, odrzucając nawet zaproszenie na studia od jednej z najlepszych na świecie wyższych szkół artystycznych, nowojorskiej Julliard. Ojciec ma nadzieję, że przez lato uda mu się przekonać córkę do wykorzystania własnego talentu. Zadanie ułatwi mu fakt, że Ronnie poznaje Willa, a rodzące się w nich uczucie pozwoli dziewczynie na zupełnie inne spojrzenie na własne życie. Tylko czy znajdą na wszystko czas?

Jeśli filmowi uda się trafić w końcu u nas do kinowej dystrybucji, podejrzewam, że na Internecie zaroi się od wpisów komentujących przede wszystkim występ Miley Cyrus. Znana u nas raczej z serialu Hannah Montana, Miley budzi na świecie skrajne opinie, od bardzo wrogich do tych głoszących uwielbienie. Wpisy idą w tysiące. Z jakiegoś powodu, ta odnosząca ogromne sukcesy, obdarzona potężnym głosem dziewczyna, stała się niemalże tarczą do strzelania dla sfrustrowanych internautów na całym świecie, wytykających jej każde potknięcie, krytykujących każdą rolę czy nagraną piosenkę. Ale cóż, krytykować łatwo, gorzej samemu wypracować sukces. Oglądając Miley Cyrus w tym, już zupełnie nie disnejowskim filmie, trudno jest nie widzieć, że porządnie i ciężko pracuje nad swoim warsztatem. To już nie malutka, słodziutka Miley – to coraz bardziej dorosła warsztatowo, wciąż jeszcze bardzo młoda aktorka, wyraźnie bardziej dojrzała, coraz bardziej ciekawa. To jej pierwsza prawdziwa zupełnie nie komediowa rola, jej okazja do pokazania czegoś więcej. I trudno nie zauważyć, że bez problemu daje radę, potrafi zaangażować i prawdziwie wzruszyć. Tworzy doskonały duet ze wspaniałym jak zawsze Gregiem Kinnearem, nie ustępując mu ani na krok emocjami czy też dramatyzmem sytuacji. Jest też o niebo, jeśli nie dwa nieba lepsza od partnerującego jej Liama Hemswortha.

Dobór aktorów wydaje się zresztą najsilniejszym atutem tego filmu. Sam scenariusz, mimo iż przyzwoity i całkiem sensowny, jest też oparty na dość popularnych i dość często wykorzystywanych schematach. To kategoryzuje go w filmach przyzwoitych ale dalekich od wybitnych. Fakt, można tu się wzruszyć. Można podziwiać sensownych aktorów i przepiękne zdjęcia. Można nawet wysnuć kilka refleksji i nie zapomnieć. No może nawet przez kolejne kilkanaście godzin.

Redakcja poleca

REKLAMA