„Hańba” - gwałt, co się gwałtem odcisnął

Hańba
„Hańba” jest filmem, którego tajemnice można odkrywać jeszcze długo po wyjściu z kina
/ 28.05.2009 11:58
Hańba
Wstyd wywołany niegodziwym czynem – tak słowo „hańba” definiuje słownik. Cóż, niegodziwych czynów w filmie Steve’a Jacobsa nie brakuje, choć ze wstydem bywa różnie. Ekranizacja książki noblisty J.M. Coetzeego niewiele ustępuje literackiemu pierwowzorowi, co stwierdzam z ulgą, bo „Hańba” to rzecz piekielnie trudna do sfilmowania. Choć na pozór konwencjonalna.

Jej głównym bohaterem jest 52-letni profesor uniwersytetu w Kapsztadzie David Lurie, znawca poezji romantycznej, który w sposób odległy od poetycznego uwodzi swoją studentkę. Sprawa wychodzi na jaw, upokorzony mężczyzna opuszcza uczelnię i wyjeżdża w głąb interioru do córki, lesbijki Lucy (Jessica Haines), która uporczywie trzyma się kawałka spalonej słońcem ziemi. Wkrótce zostanie tu napadnięta – i co wielu wyda się zupełnie niepojęte – nadal nie będzie chciała wyjechać.

Jacobsowi udało się ocalić obecną w książce atmo-sferę tajemnicy. Nienachalnie i nigdy do końca (to już robota dla widzów!) odsłania kolejne warstwy opowieści, a może tylko je sugeruje. Rzecz dzieje się przecież w RPA, której mieszkańcy doświadczyli od białych wielu cierpień. Może więc Lucy gotowa jest zapłacić za tamte krzywdy? Za Coetzeem australijski reżyser obnaża mechanizm gwałtu, który jest narzędziem męskiej władzy i kontroli – może więc wyrafinowany Lurie niczym nie różni się od czarnoskórych bandytów? „Hańba” to rzecz o dzieciach płacących za grzechy ojców. Ale też o nieprzeniknionych i nieprzekraczalnych kulturowych różnicach. O winie, wstydzie, starości, ale przede wszystkim o współczuciu. Bo tylko ono może uratować nas od hańby.



„Hańba”, Reżyseria: Steve Jacobs, Produkcja: Australia/RPA 2008, Czas trwania: 119 min., Premiera 22 maja 2009<br>

Redakcja poleca

REKLAMA