Aldo Moro i dziewczyna

Reżyser – znany dotąd głównie z ostrego, lewicowego kina – stworzył dzieło zaskakująco intymne, wręcz medytacyjne.
/ 16.03.2006 16:57
 
Nie wiem, na ile żywe jest jeszcze w naszej pamięci wspomnienie porwania i zamordowania premiera Włoch Alda Moro przez lewacką organizację terrorystyczną Czerwone Brygady. W 1978 roku temat ten przez dwa miesiące nie schodził z czołówek gazet i telewizyjnych wiadomości. Dzisiaj to może już tylko pożółkła kartka z kalendarza prezentująca się skromnie, jeśli porównać jej zawartość z wyczynami Al-Kaidy.
W filmie Belocchia powraca napięta atmosfera tamtych dni. Ludzie patrzą na siebie podejrzliwie, politycy wygłaszają dramatyczne apele, karabinierzy przeszukują budynek, w którym ktoś namalował znak Czerwonych Brygad... „Witaj, nocy” nie jest jednak ani paradokumentalną rekonstrukcją, ani thrillerem politycznym osnutym na kanwie autentycznych wydarzeń. Belocchia w niewielkim stopniu interesują kulisy tej zbrodni, nie wzbogaca fabuły o fakty, które wypłynęły po śmierci Moro (to na przykład, że była ona na rękę chadekom, gdyż ich lider za dużo wiedział o powiązaniach polityków z mafią). Niczego się też z filmu nie dowiemy o genezie współczesnego terroryzmu, bo to już zupełnie inna bajka. Reżyser – znany dotąd głównie z ostrego, lewicowego kina – stworzył dzieło zaskakująco intymne, wręcz medytacyjne.
Medium jest w filmie Chiara (Maya Sansa), sympatyczna bibliotekarka, jedyna kobieta wśród terrorystów. Z własnej woli robi u nich za służącą: sprząta, gotuje, pierze skarpetki. Zaprogramowana ideologicznie, zaczyna jednak z czasem dostrzegać bezsens porwania i czuć coraz silniejszą więź z ofiarą, z którą zresztą nie ma bezpośredniego kontaktu. Obserwuje Alda Moro (Roberto Herlitzka) przez dziurkę od klucza lub szparę w drzwiach celi. Budzi w niej podziw swoją pełną godności postawą i gotowością do dialogu z porywaczami, ale też żal i litość, gdy słucha jego listów pisanych do współpracowników, do bliskich, do papieża.
Tym kameralnym scenom rozgrywającym się w wąskich strugach światła przeciwstawia Bellocchio teatr wielkiej polityki i bezlitosnej historii. Archiwalne zdjęcia z komunistycznej Rosji i frankistowskiej Hiszpanii, fragmenty przemówień włoskich posłów, ministrów i duchownych. Proste ludzkie współczucie kontra rytualne gesty i wzniosłe słowa.
W snach Chiara widzi, jak Aldo Moro dzięki jej pomocy uwalnia się z więzienia i idzie wolny i beztroski rzymską ulicą. Jest więc w filmie Bellocchia coś gombrowiczowskiego. To opowieść o „ja” uciekającym przed gębami, którymi terroryzują go wojownicy z obu stron barykady. Niestety, tym razem wolność okazała się równoznaczna ze śmiercią.

Bartosz Żurawiecki/ Przekrój

„Witaj, nocy”, reż. Marco Bellocchio, Włochy 2003, Gutek Film