Sprawiedliwość po latach czyli epilog historii z filmu „Dług”

Wraz z ułaskawieniem, jakiego dokonał prezydent Komorowski zakończyła się historia mężczyzn, którzy zdesperowani szantażem, postanowili zabić swoich oprawców. Prezydent skorzystał z prawa łaski wobec Artura Brylińskiego, drugiego ze skazanych.
/ 21.12.2010 07:08

Wraz z ułaskawieniem, jakiego dokonał prezydent Komorowski zakończyła się historia mężczyzn, którzy zdesperowani szantażem, postanowili zabić swoich oprawców. Prezydent skorzystał z prawa łaski wobec Artura Brylińskiego, drugiego ze skazanych.

Wcześniej Aleksander Kwaśniewski ułaskawił Sławomira Sikorę, a kolejny z zaangażowanych w zabójstwo mężczyzn odsiedział swój wyrok. Teraz więc i Bryliński może pomyśleć o rozpoczęciu względnie normalnego życia. Na tyle, na ile pozwoli mu piętno jakie odcisnęła na nim decyzja sprzed lat.

Znana przede wszystkim dzięki wstrząsającemu filmowi Krzysztofa Krauze, historia wywołała w kraju dziesiątki dyskusji na temat kar, jakie powinny być wymierzone dla osób biorących sprawiedliwość we własne ręce. Polskie prawo należy do jednego z najbardziej restrykcyjnych w demokratycznych krajach i nie zawsze chce uwzględnić wszystkich okoliczności łagodzących. Tak samo bywa w przypadku, kiedy w obronie swojego domu czy rodziny, ktoś zdecyduje się zabić. W Stanach Zjednoczonych właściciel domu ma prawo zabić każdego, kto bez pozwolenia naruszy prywatność jego domu. Kiedy w takim wypadku ginie włamywacz czy napastnik, nie ma mowy o areszcie, nie ma mowy o procesie. Prawo do obrony własnej rodziny jest prawem podstawowym. Niekwestionowanym. Właściciela domu nie ciąga się po sądach, nie sadza w aresztach, nie grozi mu się sankcjami.

Inaczej ma się sprawa w Polsce. W teorii „obrona przed bezprawnym zamachem (atakiem) jest prawem gwarantowanym przez obowiązujący w Polsce Kodeks karny z 1997 roku. Prawo to jest natomiast jednym z podstawowych praw podmiotowych człowieka.” Znacznie ważniejszym jednak pojęciem dla naszej prokuratury jest „granica obrony koniecznej”, czyli to, czy zagrożenie usprawiedliwiało podjęte kroki. A to już samo stwarza możliwości licznych precedensów, a tym samym procesów i niejednokrotnie wyroków skazujących. Zwłaszcza, iż prawo jasno mówi, że aby można było mówić o obronie koniecznej, musi wystąpić tzw. zamach. Dlatego jeśli włamywacz rzuci we właściciela domu nożem, ten może odeprzeć atak. Jeśli jedynie kradnie, wtedy za zaatakowanie go może grozić odpowiedzialność karna. Przecież nie było bezpośredniego zagrożenia życia. Dlatego też wyroków karnych doczekali się sprawcy słynnego linczu we Włodowie oraz właśnie mężczyźni, którzy stanowili pierwowzór bohaterów filmu „Dług”.

Cóż, prawo jest prawem. Trudno jest jednak wytłumaczyć racjonalność wieloletnich wyroków skazujących, dla kobiet, które – w przypływie rozpaczy i desperacji – sięgają po ostateczny środek obrony przed mężami alkoholikami. Często dręczone przez lata, nie umieją już zobaczyć innej drogi ratunku, a jeszcze częściej są zmuszone stanąć w obronie maleńkich dzieci. Ciężko się słucha byłego ministra sprawiedliwości, publicznie zastanawiającego się, czy oskarżyć o przyczynienie się do śmierci dzieci Czeczenkę, której podczas dramatycznej przeprawy przez góry zmarły córki. Trudno jest też zrozumieć, że kobieta, która – kierowana panicznym strachem - nakryła i zastrzeliła na swojej posesji złodziei, odsiaduje w więzieniu wieloletni wyrok. A takich historii jest wiele. Zbyt wiele. W kraju gdzie gwałciciele dostają maksymalnie kilkanaście lat, gdzie pijany kierowca jest niemalże jedynie besztany za swój występek, okoliczności łagodzące powinny być jeszcze raz poważnie zdefiniowane. Zabicie człowieka jest już samo w sobie piętnem definiującym resztę naszego życia. Może więc część z tych skazanych miała coś na swoje usprawiedliwienie?

Fot. dlug.com.pl

Redakcja poleca

REKLAMA