O maju, majówkach i festynach króla Stasia

Od setek lat maj w kulturze i obyczaju polskim kojarzy sie z festynami, wycieczkami za miasto, popołudniem w parku lub nad rzeką. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisała o majówkach, że są "banalnie szalone". Majowy festyn to dla niej były" "papiery, confetti, chorągwie, festony, zakochane parki".
/ 01.05.2009 09:13
Od setek lat maj w kulturze i obyczaju polskim kojarzy się z festynami, wycieczkami za miasto, popołudniem w parku lub nad rzeką. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisała o majówkach, że są "banalnie szalone". Majowy festyn to dla niej były "papiery, confetti, chorągwie, festony, zakochane parki".

W majówkach było bowiem zawsze coś z karnawału. Wraz z kwitnącymi bzami zaczynało się życie. Upajająca zieleń, chłód drzew, pachnące łąki, wiosenny czas na zakochanie... Co rok przeżywamy nasze majowe misterium, zawsze od nowa odurzeni jego czarem.

O maju, majówkach i festynach króla Stasia

Od wieków maj był miesiącem zabaw na świeżym powietrzu. Urządzano festyny i pikniki, tańczono w parkach, pływano łódkami... Król Jan Sobieski zabierał swą ukochaną Marysieńkę w maju na przejażdżki po dobrach wilanowskich. Ulubionym miejscem majowych wycieczek Warszawy była Saska Kępa i oczywiście Bielany. W maju na Bielany zaczęto jeździć karetami i powozami, z czasem środkiem lokomocji stał się omnibus, a potem tramwaj. Przez całe lata zjeżdżali się tam bogaci i biedni. Tym co ich łączyło była majowa zabawa.
Najwspanialszą zabawą, jaka została zorganizowana na Bielanach, był festyn wydany przez króla Stanisława Augusta 19 maja 1766 roku. Było to pierwsze wielkie przyjęcie od czasów koronacji. Festyn bielański rozpoczynał więc niejako panowanie nowego króla.
Król Staś zapragnął widowiska na miarę wersalskich fantazji Króla-Słońce. Przygotowania trwały bardzo długo, by w końcu 10 tysięcy mieszkańców Warszawy mogło uczestniczyć w zabawie, jakiej na Bielanach już nigdy potem nie wydano. Okolicznościowe wierszyki upamiętniły ten niezwykły dzień:
"Idąc śladem monarchy swego Stanisława
Ruszyła się stąd cała do Bielan Warszawa".

Królewska feta była odzwierciedleniem ówczesnych upodobań do niezwykłości, teatralnych scenerii i rokokowego wyrafinowania. Opis festynu zostawił w książce "Zabawy na Bielanach" W. L. Karwacki. Dzięki niemu wiemy, że w lasku bielańskim, w którym niegdyś była pustelnia, ustawiono obeliski, bramy, piramidy, a wszystko przystrojone zostało wiosennymi kwiatami. Wybudowano także główny plac, który z jednej strony mieścił okazałą twierdzę, sale balowe i bogate namioty, w których urządzono bufety. Tam miał bawić się król wraz ze swym dworem. Po drugiej stronie placu wybudowano rynek i ratusz dla warszawskiego mieszczaństwa.
Zabawa rozpoczęła się wieczorem. Wtedy właśnie na rzece pojawiły się pierwsze udekorowane kwiatami łodzie i gondole, którymi płynęli na Bielany uczestnicy zabawy. Oprócz króla, jego świty i dworu, bogatych mieszczan i rajców miejskich płynął Bachus - bóg wina. W starożytności Wielkie Dionizje, a więc święto na cześć Bachusa obchodzono właśnie wiosną. Ta antyczna alegoria stała się czytelna dla wszystkich uczestników festynu. Zachwyt wzbudzały również boginki wchodzące w skład orszaku boga wina.

Najwspanialsza gondola płynąca w stronę Bielan należała do króla, którego po dobiciu do brzegu powitała alegoryczna postać Wisły. Wszyscy przybyli goście udali się w miejsce, gdzie odbywała się zabawa dla ludu.

Plac okalały stoły zastawione pieczonymi wołami i beczkami piwa. Na środku stała pomysłowa maszyna z ogromną beczką, z której na wszystkie strony tryskało wino. Na placu odbywały się też zawody sportowe, loterie, a dla śmiałków wspinanie się na maszt, na szczycie którego czekała na zwycięzcę butelka dobrego wina i pełna sakiewka.

Wkrótce król wraz z dworem opuścił zabawę ludową i przeszedł do tej części parku, która przygotowana była na jego przybycie.

Sale balowe szybko się zapełniły, a przy bufetach z chłodzonymi napojami ustawiły się kolejki. Rozpoczęła się jedna z najświetniejszych zabaw wydanych przez króla Stasia. Rokokowe towarzystwo wykorzystywało ten piękny majowy wieczór z całą zachłannością i radością życia cechującą to lekkomyślne i rozbawione pokolenie.

Bielany rozbrzmiewały śmiechem, gwarem i niosły w głąb lasu odgłos rozbawionego tłumu tańczącego w rytm menueta. Gdy zapadła noc, 10 tysięcy kaganków i lamp oświetliło wszystkie alejki, a niebo rozjaśniły imponujące fajerwerki. Wieczór ten na długo zapadł w pamięci uczestników. Urszula Wielopolska pisała w trzy dni później do Marianny Potockiej: "Onegdajsza promenada na Bielany bardzo wspaniale i pięknie była odprawiona. Jak na wodzie, tak i lądem. Tłum ludzi wszędzie był bardzo wielki, ze 10 000 mogło być..."

Od czasu tego festynu król co rok przyjeżdżał ze swym dworem na Bielany. Coroczne majowe wycieczki króla i towarzyszących mu osób stały się okazją do prezentowania modnych strojów, wspaniałych karet, coraz większych brylantów.

Wielokrotnie jeszcze wracało na Bielany modne towarzystwo, ale żadna z organizowanych tam zabaw nie przewyższała w fantazji rokokowych festynów króla Stasia. Każda osoba, która chciała liczyć się w Warszawie, stawiała sobie za punkt honoru pokazanie się w maju na Bielanach. Podziwiano więc i zazdroszczono wzajemnie pięknych wierzchowców z najlepszych stajni, ostatniego modelu paryskiego kapelusza lub nowego herbu na drzwiach karety. Nie od dziś w końcu wiadomo, że zabawy i święta są również giełdą próżności i źródłem snobizmu...

źródło: MWmedia

Redakcja poleca

REKLAMA