Wychynęli z nicości

„A na deser podali dzieci” – kapitalne wspomnienia o Iwaszkiewiczach.
/ 16.03.2006 16:57
W sierpniu 1939 roku Maria Iwaszkiewiczówna odwiedziła Zakopane. Wycieczkę zorganizował jej ojciec, który miał tam do załatwienia jakieś sprawy literackie. Spacerowali we trójkę (była jeszcze druga córka Iwaszkiewicza – Teresa) po Krupówkach, kiedy pan Jarosław wypatrzył w tłumie wczasowiczów Witkacego. Przywitali się bezceremonialnie, zamienili kilka zdań, po czym Iwaszkiewicz przystąpił do prezentacji swoich dzieci (należało to do rodzinnej tradycji: Franciszek Fiszer pytany o potrawy, jakie serwuje się w Stawisku, odpowiadał zawsze, że na obiad pokazuje się tam dzieci). „Widzisz, Stasiu, to są moje córki” – powiedział. Witkacy spojrzał ponuro na dziewczynki i bez namysłu wypalił: „Wychynęły z nicości”.
Nie można tego samego powiedzieć o wspomnieniach Marii Iwaszkiewicz, która swoje zapiski zbierała przez długie lata, drukując je w różnych czasopismach (w tym na łamach „Przekroju”) i układając z nich książki. We wstępie do opublikowanego niedawno tomu „Z pamięci” powiada, że znajduje się w bardzo dziwnej sytuacji: znakomicie pamięta odległą przeszłość, ale to, co wydarza się dziś, prawie w ogóle jej nie absorbuje. Teraźniejszość osuwa się w nicość, natomiast przeszłość – szczególnie ostatnie lata przedwojenne – powraca w postaci bardzo wyraźnych obrazów. Nie chodzi o to, by te obrazki utrwalić, by w pamięci odzyskać utracony czas, lecz o to, by wysnuć z przeszłości opowieść.
Na scenie pisania może pojawić się każdy (domownik, przyjaciel rodziny, znajomy ojca, pisarz), pod warunkiem że potrafi wygłosić jakąś interesującą kwestię. Słynny ksiądz Kolasiński przedstawia swoją teorię na temat malowania się: „Zwracają się do mnie parafianie, abym powiedział coś, no, o tym malowaniu się. Pewnie, że jaskrawe malowanie, w celu zwracania uwagi, może i jest naganne. Ale jeżeli osoby, na które wręcz przykro patrzeć, coś sobie w naturze poprawią – to nie ma w tym nic złego”; Witkacy w straszliwą nawałnicę wiezie pana Węborek do pani Szporek, a na pytanie: „Po co?”, odpowiada: „Dla rymu”; Stefan Napierski z przekonaniem mówi, że „arcydzieło musi być nudne”; siostra Jarosława Jadwiga przyłapana na oglądaniu meczu piłkarskiego tłumaczy, że to „przecież Wisła Kraków i Legia Warszawa, choć bardzo źle grają” [kto gra źle, pani Jadwigo, ten gra źle – przyp. aut.]. Słowem, kopalnia kapitalnych anegdot i smakowitych opowieści, które można czytać na dwa sposoby - albo w oderwaniu od kontekstu historycznego (dla przyjemności samego tekstu), albo w powiązaniu z literackimi i rzeczywistymi losami rodziny Iwaszkiewiczów (wówczas tom „Z pamięci” może posłużyć jako przydatne kompendium). Tak czy inaczej nie obejdzie się bez śmiechu, albowiem nawiązując do Napierskiego, można powiedzieć, że Maria Iwaszkiewicz po prostu nie wie, jak pisać arcydzieła.

Grzegorz Jankowicz/ Przekrój


Maria Iwaszkiewicz „Z pamięci”, Czytelnik, Warszawa 2005