Wieszcz i głos wieszcza

Świetliki są jeszcze bardziej sobą, od kiedy dołączył do nich Bogusław Linda.
/ 16.03.2006 16:57
Nigdy żadna płyta nie będzie miała tak miłych towarzyskich korzeni. Nigdy. Nigdy już piosenki nie będą tak ostentacyjnie ponure, a muzyka tak zimna i oszczędna. Nigdy już głosy znanego poety i sławnego aktora nie będą tak dobrze dialogować. Nigdy już poetycki rock nie będzie tak czuły i dobry jak teraz...
A mówiąc rozsądniej – przynajmniej nieprędko. Nie chodzi tylko o to, że Bogusław Linda w połowie nagrań zastąpił tu Marcina Świetlickiego jako głos Świetlików, i to rozwiązanie zdało egzamin. Słychać to już w przebojowej (jeśli parlando może być przebojowe) „Filandii” (sic!) i w cudownej antymiłosnej przeróbce „Besame mucho” w „Znowu się kłócą”. Chodzi również o instrumentacje, bo do mrocznych i zimnych rockowych podkładów muzycy Świetlików pościągali co rusz różne drobne dodatki, co dało najciekawsze od dawna nowe nagrania grupy Marcina Świetlickiego i Grzegorza Dyducha. A może po prostu inne.
Ci, którzy kupią płytę Sistars recenzowaną w tym miejscu przed tygodniem, z całą pewnością nie kupią tej. I nie ma w tym nic zdrożnego, jest nawet bardzo dobrze, bo rynek płytowy potrzebuje tematów wesołych i ponurych. A nic nie jest tak ponure jak paru facetów ubranych w czarne golfy, którzy mają czarne poczucie humoru. Będę się domyślał: są nieszczęśliwi, bo recenzują ich od lat tylko kumple, przez co trudno pewnie mieć wysokie poczucie wartości, bo wszyscy zwracali uwagę głównie na teksty Świetlickiego, a zapominali często o tym, że za nazwą Świetliki kryje się zespół o spójnej wizji, bo trochę chcieliby być zespołem młodzieżowym, a trochę są na to za dojrzali. Dlatego z Lindą paradoksalnie jest to bardziej zespół niż dotychczas. Liczę więc na to, że Świetlicki, Dyduch i Linda zarobią na tej płycie dużo pieniędzy i ten ostatni nie będzie już musiał występować w „Dzikim” i „Czasie surferów”.
Jest to też płyta patriotyczna. Wcale zresztą nie dlatego, że ten sam pan, który na ekranie podkładał głos pod słowa jednego wielkiego krajowego poety, teraz głosowo pomaga drugiemu, ale ze względu na to, że wielu prawomyślnych Polaków może sobie za dobrą monetę wziąć ultraironiczne teksty z „Las putas melancólicas”.
A nawet tytuł (w dosłownym tłumaczeniu „Ponure kurwy”) może się komuś mniej zorientowanemu pomylić z „Las palabras de amor”. Czar pryśnie, gdy posłuchamy któregoś z nagrań w odpowiednich okolicznościach. Na przykład utworu „Niebieskie”: „Niebieskie gauloise’y, zielone LM-y, zwyczajne vogue'i wybieraj sam” – dzień po wyborach parlamentarnych. Zresztą tego dnia właśnie ukazała się ta płyta.



Bartek Chaciński/ Przekrój

Świetliki i Linda „Las putas melancólicas”, Universal