Odmowa sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych

Z góry zaznaczam, że jestem wierząca. A nawet praktykująca. Może niezbyt żarliwie, ale jednak. Dlatego tym bardziej nie potrafię zrozumieć, dlaczego w imię tej samej wiary, którą i jak wyznaję, ktoś odmawia mi sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych, w jakby nie patrzeć, świeckiej aptece? Ja rozumiem, że każdy ma wolną wolę, żeby samodzielnie decydować o sobie. Każdy ma też sumienie, którym się kieruje w życiu. Nie rozumiem tylko, dlaczego ja mam pod przymusem kierować się cudzymi standardami moralnymi?
/ 05.11.2011 08:18

Z góry zaznaczam, że jestem wierząca. A nawet praktykująca. Może niezbyt żarliwie, ale jednak. Dlatego tym bardziej nie potrafię zrozumieć, dlaczego w imię tej samej wiary, którą i jak wyznaję, ktoś odmawia mi sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych, w jakby nie patrzeć, świeckiej aptece? Ja rozumiem, że każdy ma wolną wolę, żeby samodzielnie decydować o sobie. Każdy ma też sumienie, którym się kieruje w życiu. Nie rozumiem tylko, dlaczego ja mam pod przymusem kierować się cudzymi standardami moralnymi?
 

Sytuacja: małomiasteczkowa apteka na wchodzie Polski, ja tu tylko z wizytą u rodziny narzeczonego, nie z wyboru. Wchodzę, grzecznie mówię „Dzień dobry” do farmaceutki w średnim wieku z mocno niebieskimi powiekami, którymi pewnie robiła furorę we wsi jakieś 25 lat temu. Ale ja nie o tym. Jak już wspomniałam, znalazłam się tu przypadkiem, właśnie skończył mi się listek tabletek antykoncepcyjnych i nie zdążyłam wykupić recepty na następne w swoim mieście. Zatem z uwagi na wyjazd, byłam zdana na skorzystanie z tutejszej apteki. Grzecznie podaję pani magister receptę. I co słyszę w odpowiedzi? Odmowę sprzedaży! W tonie, którego zdecydowanie nie można by nazwać uprzejmym. „Tego świństwa nie sprzedaję. Proszę mi wyjść z apteki” - burknęła pani magister, odwróciła się na pięcie i zniknęła w czeluściach zaplecza. I gdyby inna, najbliższa apteka znajdowała się w odległości mniejszej niż 20 km, prawdopodobnie ta sytuacja by mnie rozbawiła. A przez najbliższy miesiąc byłaby wiodącą anegdotą podczas spotkań przy piwie. Sęk w tym, że byłam trochę pod presją czasu, ponieważ kolejną tabletkę miałam przyjąć następnego dnia, a przejażdżka do kolejnej miejscowości mi się nie uśmiechała. Choć w efekcie, tak to się właśnie skończyło. Ja jednak nie o tym.

Po powrocie do domu podjęłam temat wśród rodziny i znajomych. Uświadomiono mnie, że jest to „znana sprawa”, ponieważ właśnie grupa farmaceutów właśnie zbiera podpisy pod projektem ustawy o tzw. „klauzuli sumienia”, która ma dać farmaceutom możliwość odmowy sprzedaży „tych świństw”. Mój wrodzony sceptycyzm pchnął mnie do internetowych poszukiwań, które potwierdziły ten absurd. Bo niestety inaczej tego nie potrafię nazwać. Wyczytałam, że "Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek (...). To objaw poważnej dyskryminacji". A taka odmowa sprzedaży nie jest dyskryminacją? I to jawną, rzuconą prosto w twarz? W dodatku pewnie w większości przypadków, tak jak mnie się to zdarzyło, niezbyt miłym tonem i wyraźną pogardą? Przecież to dokładnie tak samo, jakby ta osoba mówiła mi: „Nie pochwalam twojego postępowania./ Grzeszysz./ Jesteś jałowa duchowo./ Bóg cię za to ukaże./ Będziesz się smażyć w piekle.” (niepotrzebne skreślić). Tylko jakim prawem moje postępowanie ma być osądzane przez farmaceutkę?

Druga sprawa – tabletki antykoncepcyjne, to przecież hormony, które oprócz swego kontrowersyjnego działania, mają również leczyć niektóre schorzenia. I co w takiej sytuacji? Dziewczynie, która ma torbiel jajnika lekarz będzie musiał wypisać na recepcie, w jakim celu przepisuje jej dany lek? Przecież to już nie tylko absurd, ale również naruszanie granicy prywatności. Miejmy nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie. W większych miastach raczej nikt z tego powodu jakoś szczególnie nie ucierpi, ponieważ apteka, w której farmaceuci będą postępować w ten sposób, szybko i skutecznie odstraszy od siebie część klientów. Może zatem zwolennicy „klauzuli sumienia” powinni otwierać własne apteki „katolickie”, aby sprzedawać w nich jedynie te leki, które, w ich mniemaniu, nikomu nie wyrządzają krzywdy? Naprawdę nie wiem, jakie powinno być rozwiązanie tego problemu, jednak to zaproponowane przez tę, w moim przekonaniu, nadgorliwą grupę farmaceutów, nie wydaje się być dobre. Szczególnie w małych miejscowościach i wsiach, gdzie mieszkańcy są skazani na sumienie jednej farmaceutki.

Uprzedzając lawinę komentarzy, piętnujących mój punkt widzenia. Po prostu nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie dają sobie prawo, żeby nakazywać innym, jak żyć? Przecież im samym nikt nie nakazuje stosowania antykoncepcji. Zatem jakim prawem chcą oni odbierać tę możliwość innym? Czy tylko ja widzę tu hipokryzję?

 

Jeżeli znacie, jesteście bohaterami podobnych historii, bądź po prostu chcecie się podzielić swoimi problemami - piszcie do nas na adres: listy@we-dwoje.pl. Obiecujemy, że każdy list zostanie przeczytany, a najciekawsze również opublikowane na łamach We-Dwoje.pl. Czekamy na Wasze opowieści!

Redakcja poleca

REKLAMA