Kasia Struss - polska top modelka

Katarzyna Struss, Maciej Zień fot. KAPIF
Kasia Struss to jedno z najgorętszych nazwisk w świecie mody, twarz Diora. Nam opowiada o życiu w Nowym Jorku i miłości do… szpilek od Gucciego.
/ 24.06.2009 10:24
Katarzyna Struss, Maciej Zień fot. KAPIF
Gasną światła na widowni. To znak, że rozpoczyna się pokaz. W pierwszym rzędzie siedzi Anna Wintour, redaktor naczelna amerykańskiego „Vogue’a” i wyrocznia w świecie mody. Rozbrzmiewa muzyka. Punktowe światło pada na Kasię Struss (naprawdę nazywa się Strusińska). 22-letnia Polka wychodzi na wybieg na pokazie Gucci wiosna-lato 2009 podczas Tygodnia Mody w Mediolanie. W kreacjach w kolorze nieba, z rozwianymi włosami Kasia wygląda oszałamiająco. Ale jest jeszcze piękniejsza, kiedy zmyje makijaż, zepnie włosy w kucyk i zdejmie kilkunastocentymetrowe szpilki. Nie można od niej oderwać wzroku.

Często słyszysz, że jesteś piękna?
Kasia Struss: Teraz już tak, ale jeszcze kilka lat temu mówiono mi ciągle, że jestem za chuda. Wszyscy mnie namawiali, żebym jadła więcej. Paradoksalnie właśnie moja szczupła sylwetka była też problemem na początku mojej przygody ze światem mody. Kiedy po raz pierwszy pojechałam razem z moją agentką Małgosią Leitner za granicę, usłyszałam, że jestem... zbyt wychudzona. To rzadko się zdarza w tej branży (śmiech). Ale zrobiono mi sesję zdjęciową. Później okazało się jednak, że na zdjęciach widać tylko... moje nogi!

Nie dałyście za wygraną. Same pojechałyście do Paryża szukać agencji. Potem Twoje zdjęcia trafiły do Londynu i w końcu telefony się rozdzwoniły.
Kasia Struss: Wszystko działo się szybko. Ale nie rozpowiadałam, że pracuję jako modelka. Nie chciałam drażnić nauczycieli, byłam wtedy w liceum. Na kilka miesięcy powiedziałam sobie: „Stop. Najpierw matura”. Wiedziałam, że to podstawa. Byłam pewna, że propozycje poczekają. I nie myliłam się. Kiedy tylko zdałam egzamin dojrzałości, wyjechałam pracować do Paryża. Mieszkałam tam z innymi początkującymi modelkami w jednym mieszkaniu. Dostawałam 80 euro kieszonkowego, uczyłam się angielskiego. Pojawiły się pierwsze pokazy, zagraniczne wyjazdy. Podczas paryskiego Tygodnia Mody dostałam szansę od samego Marca Jocobsa. Wystąpiłam w jego pokazie dla Louis Vuitton. Zebrałam dobre recenzje i dzięki temu kilkanaście godzin później byłam już na wybiegu Miu Miu.

Wtedy poczułaś: „To jest mój świat, moje miejsce”?
Kasia Struss: Od dziecka marzyłam o karierze modelki. Już jako nastolatka wysłałam swoje zdjęcia do konkursu w magazynie i spodobałam się. Ale wtedy miałam aparat na zębach, szkołę. Nie angażowałam się. Dopiero po pierwszych sukcesach byłam już pewna, że moda to mój żywioł i że jestem gotowa ten świat podbić (śmiech).

Jak wygląda praca modelki?
Kasia Struss: To głównie życie na walizkach. Kiedy zaczynają się tzw. fashion weeks, czyli tygodnie mody, śpię po dwie, trzy godziny dziennie, podróżuję od hotelu do hotelu. Jednego dnia jestem w Nowym Jorku, innego w Mediolanie, Londynie czy Paryżu. W ciągu dnia trwają pokazy, w nocy są przymiarki i próby. Ale taki gorący okres to tylko miesiąc dwa razy w roku. Na co dzień jest spokojniej, choć zawsze mam przy sobie telefon. Zdarza się, że nagle mój agent zadzwoni i natychmiast muszę lecieć na sesję zdjęciową na drugi koniec świata.

Jednego dnia masz pokaz u Prady, drugiego – sesję dla Diora. Znasz nawet osobiście samego Karla Lagerfelda! Kasia Struss to już dziś marka w świecie mody.
Kasia Struss: Nawet w najśmielszych marzeniach nie podejrzewałam, że zajdę tak daleko. Ale jestem z siebie zadowolona, choć mam nadzieję, że popracuję jeszcze kilka lat.

Moda zdominowała Twoje życie?
Kasia Struss: Nie żyję nią całą dobę, ale moje życie jest z modą nierozerwalnie związane. Nie tylko dlatego, że to mój zawód i pasja, ale też grono moich przyjaciół to ludzie związani z modelingiem: fotografowie, styliści, fryzjerzy. Poznałam też młodych reżyserów, początkujących aktorów, muzyków. Każdy jest z innej części świata, to prawdziwa mieszanka wielokulturowa. Razem się bawimy, mamy wspólne pomysły na nowe projekty artystyczne. To ludzie, którzy tworzą nową falę nowojorskiej sztuki. Opowiadam im o Polsce i zabieram do restauracji Little Poland na pierogi ruskie.

Teraz Twoim domem jest Nowy Jork. Żyjesz jak bohaterki serialu „Seks w wielkim mieście”?
Kasia Struss: Tak jak one lubię mieć modne ubrania. W mojej szafie nie brakuje nigdy szpilek od Gucciego i zawsze jest tam żakiet od Balenciagi, mojego ulubionego projektanta. Podobnie jak Carrie Bradshaw mam też mnóstwo modowych magazynów, uwielbiam spotkania z przyjaciółmi w nowojorskich kawiarniach i bawię się swoim wizerunkiem (magazyn „Vogue” uznał Kasię za najlepiej ubraną kobietę czerwca 2008). Zakładam supermodne dżinsy, do tego buty na płaskim obcasie i bluzkę w stylu vintage.

Ale Ty, w przeciwieństwie do Carrie Bradshaw, nie musiałaś długo czekać na miłość. Słyszałam, że jesteś zakochana w Amerykaninie.
Kasia Struss: To prawda. Moją miłością jest Dylan, początkujący pisarz i fotograf. Jesteśmy razem od roku. Poznaliśmy się w Londynie na pokazach, bo on też pracował w modelingu. Jestem teraz bardzo szczęśliwa i spełniona. Rozmawiała: Marta Tabiś

Redakcja poleca

REKLAMA