Marianna Durczok dla Polki.pl - rozmowa o życiu, o przyjaźni z Kamilem, o jego nowej książce "Przerwa w emisji"

Marianna Durczok fot. Tomasz Jodłowski
Kamil Durczok wraca po dwuletniej nieobecności wydając książkę "Przerwa w emisji". Dedykuje ją Mariannie Durczok. Dlatego to z nią rozmawiamy. O aferze wokół Kamila. Ich wspólnym, ale też o osobnym życiu. O książce, przyjaźni. O tym, co naprawdę ważne.
/ 26.10.2016 10:02
Marianna Durczok fot. Tomasz Jodłowski
Kamil Durczok wraca na pierwsze strony. Wywiady z Kamilem były ostatnio już w "Newsweeku", "Vivie", "Party". My rozmawiamy z Marianną Durczok. Bo to jej książka "Przerwa w emisji" jest zadedykowana...
 

Katarzyna Domańska: "Mariannie. Kobiecie, na którą nigdy nie zasłużyłem." Co Pani poczuła, gdy przeczytała tę dedykację?

Marianna Durczok: To bardzo miłe uczucie, jeżeli ktoś chce ofiarować coś ponadmaterialnego.

Zgadza się Pani z nią?

Los nie rozdaje sprawiedliwie. Możemy oczywiście czuć, że na coś nie zasługujemy, ale Kamil myśląc w ten sposób jest bardzo dla siebie surowy. Mam świadomość swoich wad, tego jaka jestem. A jestem wymagająca, trudna do zniesienia. Każdy z nas niesie bagaż swoich wad, albo cech, których partner nie lubi. Kamil kiedyś powiedział, że nie jestem aniołem. Nie jestem.

Kamil Durczok tłumaczy się z molestowania w Vivie! Wierzycie mu?

A ja słyszałam, że jest Pani śląskim aniołem!

Byłam zdumiona, że nagle musiałam zacząć się tłumaczyć z tego, że pomagam Kamilowi. Oznacza to, że pomoc przez niektórych odbierana jest jako coś podejrzanego - coś co ma drugie dno. To smutna refleksja. Para, która nie jest razem, nie powinna się lubić? Mało tego, sprawą honoru kobiety jest pokazać, kto jest górą. I takie głosy do mnie dochodziły, że nie mam honoru.

Wątek śląskości jednak powraca. Kamil rozpoczął nowy projekt, a Pani jest dziennikarką z tamtego regionu. Nie myślała Pani by prowadzić projekt wspólnie?

Nie. Po pierwsze nie uważam, że dobrze jest gdy małżeństwo pracuje razem. Kiedy oboje pracowaliśmy w telewizji, zawodowo zawsze byliśmy daleko od siebie. Każdy robił swoje. Myślę, że to nikomu nie służy, gdy się jest ze sobą 24 godziny na dobę. Od Kamila wiele się nauczyłam, a on dziś o wiele spraw lokalnych dopytuje – mam większą wiedzę o śląskiej przestrzeni. Zawsze tu byłam. 

Weszła pani w świat celebrytów nie z wyboru, ale z okoliczności, a przecież jest pani dziennikarką, z długim stażem i ciekawym dorobkiem. Czy czuje się Pani niedoceniona? 

Bycie bohaterką tabloidowego świata, którą mimowolnie się stałam to coś, co mi ciąży. Na Śląsku ludzie mnie znają. Wiedzą kim jestem i kim byłam zanim zostałam "panią Durczokową". Oglądają moje programy, potrafią mnie dość sprawiedliwie ocenić. Dla reszty jestem jedynie żoną Kamila, a to nie moja jedyna rola w życiu.
Zaczynałam swoją karierę w latach 90. Wtedy na Śląsku była jedna telewizja regionalna, nadawaliśmy 24 h na dobę. Miałam szczęście robić wiele programów. Byliśmy oglądani, konkurencja była niewielka. Miałam swój czas. Kiedy wychodziłam za mąż (Kamil został wtedy zwolniony z radia) tutejsze gazety pisały o moim ślubie, nie o jego.
W wieku 31 lat urodziłam dziecko. Zmieniła się rzeczywistość medialna, sprawy zawodowe siłą rzeczy zaczęły inaczej się układać. Uznaliśmy, że nadszedł czas Kamila. Świadomie zostałam w Katowicach, by Junior dorastał w otoczeniu dziadków i rodziny, w spokoju, z dala od sławy ojca. 
Tak więc popularności doświadczyłam i wydaje mi się nawet, że w przyjaźniejszej formie. 

Dlaczego Robert Biedroń zdecydował się wydać książkę "Pod prąd"?

To znaczy?

Nie było wtedy tabloidów, plotkarskich gazet i internetowego hejtu. Nie trzeba było o popularność zabiegać na ściankach, albo skandalem. Zyskiwało się ją przez pracę. Jeśli komuś się nie podobałam to pisał do mnie list albo o tym mi mówił.  Zwykle bezpośrednie spotkania i rozmowy z ludźmi to była przyjemność.

A nieprzyjemna popularność, czym jest?

Popularność tabloidowa - to nic przyjemnego. Nie jest się właścicielem swojego wizerunku, zdań, które się wypowiada. Traci się kontrolę. Treści są wielokrotnie przetwarzane i na końcu nie poznaje się swoich słów. Mój syn mnie uspokaja i przekonuje, żebym się tym nie przejmowała, ale myślę, że nie powinno się stracić tej uważności i wrażliwości. A co do popularności. Na prowincji żyje się inaczej. Łatwiej jest wypracować pewną pozycję i w niej trwać. Oczywiście, to nieporównywalnie mniejsze profity i pieniądze, ale życie jest spokojniejsze i prostsze. 

Lepsze?

Dla mnie przyjemniejsze, ale to kwestia optyki.  Nie muszę chodzić na bankiety, stroić min na ściankach, pożyczać ubrań od projektantów. Nie potrzebuję tego wszystkiego by być w swoim zawodzie, by czerpać przyjemność z tego co robię. W tym sensie mój świat jest lepszy, wygodniejszy i spokojniejszy. 

Podobno wspierała Pani decyzję męża o przejściu do TVN. Żałuje Pani tego?   

Razem decydowaliśmy. W tamtym momencie życia zawodowego Kamila to była bardzo dobra decyzja. Myślę, że przez te lata spełnił się zawodowo. Robił dobry dziennik.

Ogląda Pani jeszcze TVN? 

Rzadko. Ale nie ze względu na brak w nim Kamila. Nie znajduję po prostu w nim oferty dla siebie.  

Ślub od pierwszego wejrzenia - budzi kontrowersje, świetnie się ogląda i naprawdę kończy się ślubem ludzi, którzy się nie znają!

Macie jeszcze przyjaciół z tamtych czasów?

Kamil i ja – to były dwa życia, które spotykały się na weekend w Katowicach. Gdy wracał do domu był zazdrosny o mój czas. Moje życie towarzyskie toczyło się, gdy go nie było. Nie wiem czy Kamil miał w Warszawie przyjaciół, myślę, że raczej to byli znajomi z pracy. 

Nie wierzy Pani w przyjaźń z kolegami z pracy?

W pracy trudno o prawdziwą przyjaźń. Wiele zachowań bywa nie do końca szczerych. Nie ma się właściwej perspektywy widzenia spraw. Owszem łączy wspólny program i spędzony w pracy czas. Wiadomo, że właściwą perspektywę zyskuje się, gdy odchodzi się o parę kroków do tyłu, patrząc z innego kąta. Im dalej od naszego życia zawodowego tym lepiej. Tak było z moimi przyjaciółmi. W obliczu tej całej afery jaka rozpętała się po ukazaniu się artykułu, zachowali się po prostu świetnie.

A Pani? Jest dla Kamila przyjacielem?

To pytanie do niego. Każdy z nas inaczej definiuje przyjaźń.

Gdy wybuchła afera, Państwo nie byliście już razem, a jednak Pani stanęła za mężem murem i wpierała go przez ten cały czas. Z miłości? Miała Pani w tym jakiś interes?

Te dwa pytania to w zasadzie powód dla którego z Panią rozmawiam, choć mam świadomość tego, że ludzie i tak swoje wiedzą, a tabloidy dopiszą interpretację. Cały czas buntuję się przeciw temu, że ktoś ocenia moje prywatne życie. Ludzie mają prawo oceniać, ale tylko moją aktywności publiczną i zawodową. Wiele osób jednak przyznaje sobie takie prawo. 
 
Jako dziennikarz rozumiem, że telenowelowa historia miłosna byłaby atrakcyjna. Dziś treści w mediach buduje się na emocjach. Nie było jednak tak, jak zilustrował to jeden z tabloidów publikując moje zdjęcie z komiksową chmurką i napisem "Mężu wróć do mnie na Śląsk". To przekroczyło granice absurdu.
 
Nie byłam sama i samotna. Byłam szczęśliwa. Nie było więc powodu, bym tak dramatycznie nawoływała ze Śląska. O pieniądzach Kamil powiedział w wywiadzie dla "Vivy". Bardzo dbał, w każdym momencie, by niczego mi nie brakowało. Sama też przecież pracuję. Malowanie więc mojego obrazu, jako chytrej baby też jest chybione. Prawda jest banalnie prosta, nieatrakcyjna medialnie:  w życiu należy postępować przyzwoicie.

Nie miłość, lojalność małżeńska, tylko przyzwoitość?

Tak. I to jest jedyne, nudne wytłumaczenie. Nie nazwałabym mojego postępowania lojalnością małżeńską, bo tak jak wspomniałam, byliśmy na takim etapie naszego związku, że nie czułam się żoną. 
Moja postawa to raczej proste i oczywiste zasady, których uczono mnie w domu. Istotne było również to, że patrzy na mnie syn. A to najważniejszy facet w moim życiu. Przeglądamy się głównie w oczach naszych dzieci. Ten obraz jest w życiu istotny. Kiedyś zapytałam Krysię Bochenek - co robić by Junior wyrósł na takich ludzi jak Magda i Tomek. Odpowiedziała, że nic. Kiedy dzieci patrzą, jak w życiu postępujemy, to wystarcza.
 

Kamil w swojej książce wspomina, że walka, którą ostatnio stoczyliście była o wiele trudniejsza niż wówczas, gdy zmagał się z chorobą nowotworową. Zgadza się Pani?

Osobie chorej współczujemy. Wróg jest zdefiniowany, mamy poparcie i przychylność otoczenia. Życzymy drugiemu przede wszystkim zdrowia. Od samego początku choroby Kamila wiedzieliśmy i czuliśmy, że ludzie nam kibicują. Do tej pory w piwnicy stoją kartony pełne listów, które Kamil otrzymał podczas choroby. Dobra energia płynęła drzwiami i oknami. Było łatwiej bo trzeba było po prostu przetrzymać ten trudny czas, ogarniać na bieżąco codzienne sprawy.
Kiedy wybuchła afera, rzeczywistość wyglądała niczym z książki sensacyjnej. Trzeba było stanąć do walki z kłamstwem, pomówieniami i oskarżeniami.

Trailer książki "Przerwa w emisji" Kamila Durczoka

 

Co Pani zrobiła, jak przeczytała artykuł we "Wprost"? 

To długa historia. Częściowo można ją przeczytać w książce. Od samego początku kłóciłam się z Kamilem, że nie broni się, nie zabiera głosu. On jednak nie mógł - takie były zapisy w kontrakcie. TVN się wtedy sprzedawał, więc stacja była w szczególnej sytuacji i nie broniła swojej gwiazdy. Próbowałam go mobilizować do walki o siebie. Dodatkowo to wchodzenie w życie prywatne, intymne jest dużo trudniejsze do zniesienia niż problemy zdrowotne. Wiadomo, że rak jest zły. Wszyscy są po stronie walczącego i mu kibicują. Tu, już na początku Kamil był bezbronny. 

Jak się Państwu udało chronić syna przed problemami, w otoczeniu których dorastał?

Kiedy Kamil zachorował na raka syn był mały, chodził do przedszkola. Nie dekodował słowa rak. Widział tylko zewnętrzne oznaki np. łysinę i faktycznie się jej przestraszył. Oswoiliśmy to zabawą w Rodzinę Adamsów - duży Kamil udawał Festera. Bardzo się staraliśmy, żeby nie wyczuwał atmosfery choroby w domu.
 
W momencie wybuchu afery po publikacji "Wprost", miałam świadomość, że nie jestem w stanie poświęcić mu wystarczająco dużo czasu, ponieważ musiałam się zaangażować w inne sprawy. Postanowiliśmy, że Junior przez jakiś czas nie będzie chodził do szkoły. Po paru dniach zgodziliśmy się by do niej wrócił. Bardzo się o niego bałam. Poprosiłam siostrę by go odebrała ze szkoły. Źle to odebrał - on był już dorosły! Gdy wróciłam z Warszawy do domu, Junior zapytał mnie co to był za numer z ciocią Jolą. Kiedy mu wyjaśniłam po co to wszystko, spojrzał na mnie z politowaniem i powiedział: "No i co by się stało, zrobili by zdjęcie i napisali, że Kamil Durczok idzie do szkoły?"
Tym oto sposobem przywrócił mi zdrowe myślenie. Nawet teraz, gdy walczę z plotkarskimi serwisami, które wciąż żerują na naszej historii, on uczy mnie zachowywania dystansu. Sprowadził moje lęki i obawy na właściwe tory. Jest moją dumą, choć nie wiadomo, co jeszcze w życiu zmaluje. 

Dzielnie się zachował, choć na pewno musiał to wszystko bardzo przeżywać. 

Spisał się na piątkę z plusem. W przeciwieństwie do mnie ma kompletnie w nosie co o nim piszą. A ja naprawdę bardzo bałam się tego, jak mój syn całą tę historię przeżyje. Kiedyś zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej na hot doga. Na półkach leżały różne tygodniki i gazety. Z ich okładek patrzyła twarz jego ojca i tytuły przesądzające o winie.
Wpadłam w panikę. Wtedy uświadomiłam sobie, że media także krzywdzą moje dziecko. Tamten moment często do mnie wracał kiedy zeznawałam. To wspomnienie również na sali sadowej wyzwoliło we mnie uczucia, których wcześniej nie znałam. Rzadko bywam zadowolona z rozmów, które przeprowadzam. W sądzie byłam dobra. I chyba pierwszy raz tak o sobie mówię.
A Młody na szczęście jest naprawdę silnym facetem i umie zachować do świata właściwy dystans.

Czuje Pani smak zwycięstwa?

W pewnym momencie wydawało nam się, że to koniec kariery Kamila, że po takim ciosie nie podniesie się ani psychicznie, ani zawodowo. Myślę, że dziś on może czuć satysfakcję. Celem akcji "Wprost" było wymazanie go ze świata mediów. Nie udało się. Więc ten nowy start Kamila jest pozytywnym dla mnie zaskoczeniem. Bardzo mu kibicuję.

Jest Pani dziennikarką, może Pani ocenić to zdarzenie ze swojej zawodowej perspektywy. Kiedyś wspomniała Pani o tym, że afera ma drugie dno. Wiadomo jakie?

Jestem dziennikarką, ale nie śledczą. Mam duże poczucie sprawiedliwości i na początku próbowałam dociekać o co chodzi.  Wiele było dziwnych splotów okoliczności. Dziś przyznaje rację Kamilowi - szkoda życia by dociekać.

Co Panią najbardziej wkurza?

To, że media plotkarskie ośmielają się pisać bzdury np. o tym, że próbuję uciszyć ofiary molestowania mojego męża. To jest typ kłamstwa, który mnie dotyka najbardziej. Mogą pisać, że jestem gruba, brzydka czy stara - płacą im za obrzucanie ludzi błotem, im bardziej, tym większa klikalność. Ale pisanie takich kłamstw i oszczerstw jest po prostu obrzydliwe. I nadal z prawnikami, będę dbała o to, żeby takie kłamstwa były usuwane.

Hejt nasz powszedni. Portret internetowego trolla. Kim jest i ile zła wyrządził?

Jak teraz Pani patrzy na to wszystko co się wydarzyło?

Nie patrzę do tyłu, bo to nieprzyjemne dla mnie widoki. Ale wiem, że to nie jest zamknięty rozdział. Wychodzi właśnie książka, w której każdy fragment jest do dowolnego rozwinięcia przez tabloidy. Rozmawialiśmy z Kamilem o bilansie "zysków i strat" po jej publikacji. Rozumiem, że ta książka jest mu potrzebna.

Nie tylko jemu. Chyba również wszystkim, którzy chcą dowiedzieć się jak było naprawdę.

Książka jest oczywiście przede wszystkim dla czytelników. I pewnie będzie czytana na różnych poziomach zaspokojenia ciekawości, ale mam także nadzieję, że stanie się ważną dla osób, które w pędzie dzisiejszego świata gnają i czasami mogą się pogubić. Może będzie dla nich jakąś przestrogą.
Dla mnie jest pewnym kłopotem i kolejnym krokiem na ścieżce, na którą nigdy nie chciałam wejść. Ta cała afera sprowokowała mnie do zabrania głosu i wyjścia z mojego wygodnego cienia. Chętnie znowu bym w nim się schowała.

Czego chciałaby Pani życzyć Kamilowi? 

Żeby praca nie była znowu całym jego życiem i żeby czegoś nie przeoczył. 

A czego ja mogłabym życzyć Pani?

Spokoju. Żebym sobie po cichutku mogła wrócić do montowania programów o kulturze, do tematów onkologicznych i żeby mnie portale plotkarskie więcej nie denerwowały.

 

Lubisz czytać rozmowy z ciekawymi ludźmi, którzy widzą coś więcej niż tylko czubek własnego nosa? Polecamy nasze WYWIADY

Gdzie kupisz "Przerwę w emisji" Kamila Durczoka?

Książka i ebook dostępne na Empik.com

Redakcja poleca

REKLAMA