„Kotlet jest u nas tylko w niedzielę, bo zostaje nam na życie 1000 zł na 3 osoby”

Jak żyje rodzina w Polsce? fot. Adobe Stock
Jak przeżyć, gdy na osobę w rodzinie przypada kwota, którą niektórzy wydają jednorazowo na torebkę albo buty? Poznaj historię Anny i Piotra.
Katarzyna Krajewska / 17.02.2020 19:40
Jak żyje rodzina w Polsce? fot. Adobe Stock

Rodzina za wynajmowaną kawalerkę płaci 1000 zł. Jest to prawie tyle, ile zarobi pani Ania. Opłaca jeszcze przedszkole państwowe. Nie więcej niż 300 zł miesięcznie, ale to dla nich dużo. 2 bilety 30-dniowe wynoszą ich prawie 200 zł. Zostaje im na życie około 1000 zł na 3 osoby. Ok. 300 zł na osobę? I przeżyć za to przez miesiąc? To się większości z nas nie mieści w głowie.

Średnia krajowa wynosi w Polsce ponad 5200 zł brutto. Tylko mało kto ten wzrost odczuł. Na pewno nie ci, którzy zarabiają połowę średniej krajowej lub mniej. Niektórym często trudno jest uwierzyć, że można dostawać przelew za pracę na cały etat w wysokości 1000 zł, ale takich przypadków nie brakuje. I to nie tylko w małych miejscowościach.

Pani Ania pracuje w Lublinie przy małym, prywatnym stoisku na terenie hipermarketu. Sprzedaje biżuterię. Dostaje na rękę niecałe 1000 zł. Jej najniższa krajowa nie obejmuje, bo nie ma umowy o pracę.

Wiem, trudno w to uwierzyć, ale tak wygląda tu rzeczywistość. Mogłabym pójść na kasę do sklepu za kilkaset złotych więcej, ale nie mogę pracować na zmiany, bo mam w przedszkolu małe dziecko i muszę je odebrać do 18:00. Tu zmianę zaczynam o 9, a kończę o 17:00, więc to dla mnie idealna opcja, żeby syna zaprowadzić do przedszkola, a później przyprowadzić do domu . Nie mam babci, którą mogłabym o to poprosić, a na opiekunkę mnie nie stać. Jestem po biotechnologii. Wcześniej pracowałam w zawodzie, ale po urodzeniu dziecka okazało się, że w firmie nie ma już dla mnie miejsca. Mój mąż pracował jakiś czas w barze kanapkowym i jego pensja niewiele się różniła się od mojej, to znaczy dostawał trochę mniej. Teraz poszedł do hipermarketu. Do 2000 zł na rękę jeszcze sporo mu brakuje - mówi pani Ania.

Pani Ania wcześniej ustala z mężem grafik. Głównie chodzi o weekendy. Jeśli ona idzie do pracy, on siedzi z dzieckiem i tak na zmianę. Dlatego widują się rzadko. Raczej tylko wieczorami i to tylko wtedy, gdy on ma pierwszą zmianę.

Na wakacje nas nie stać. Nie byliśmy nigdzie od 4 lat. Dobrze, że mały je w przedszkolu, bo w domu musiałby pocieszyć się na obiad zupą i chlebem – to najtańsze, a na kolację – kubkiem mleka z bułką. My mężem jemy byle co. Wiemy, że to się odbije na naszym zdrowiu, ale nie mamy pieniędzy, żeby gotować tradycyjne obiady. Chyba, że zupy. Kotlet jest u nas tylko w niedzielę. Pod koniec miesiąca zamiast kotleta mortadela. Łzy mi stają w oczach, gdy mały coś chce, a ja mu nie mogę tego kupić. Przecież trzeba kupić jeszcze środki chemiczne, szampon do włosów, ubrania. Najczęściej ubieramy się w ciucholandzie albo dostajemy coś z kościoła. O kinie czy wyjeździe na wakacje możemy tylko pomarzyć. Co to za życie? To nie życie. To wegetacja.

Coraz częściej słyszymy, że Polakom jest coraz lepiej, że średnia krajowa rośnie. Tylko, że tę średnią zawyżają często osoby, które zarabiają naprawdę dużo, a zwykli śmiertelnicy od wielu lat mają tę samą pensję i nie mogą liczyć na nic więcej. Tylko jak na dłuższą metę żyć w tych warunkach? Niektórzy kombinują.

Więcej prawdziwych historii:

Redakcja poleca

REKLAMA