Kolektyw CzujCzuj w niecodzienny sposób pomaga uchodźcom

Kolektyw CzujCzuj w niecodzienny sposób pomaga uchodźcom fot. czujczuj
Koczują z całymi rodzinami. Dzień za dniem mijają je podróżni wracający do domu. One nie mają do czego wracać. Szmaciane lalki choć na chwilę pozwalają zapomnieć o tym, co straciły.
/ 05.12.2016 13:11
Kolektyw CzujCzuj w niecodzienny sposób pomaga uchodźcom fot. czujczuj

– Jak to jest kiedy ktoś (na zlecenie rządu) przejedzie nam dom walcem? Jak to jest znosić tortury? Na szczęście tego nie wiemy. Wiemy za to jak można sprawić aby osoby, które opuściły takie piekło poczuły się potrzebne i troszkę zarobiły – mówią pomysłodawcy projektu.

Oni też byli uchodźcami... 

Kilkadziesiąt kobiet z Czeczenii żyje w zawieszeniu. Razem z dziećmi próbują normalnie egzystować na granicy, na dworcu w Brześciu.

Koczują bez ubrań, najpotrzebniejszych rzeczy. A przede wszystkim w poczuciu bezradności i lęku przed nakazem powrotu. Pomaga im Międzynarodowa Inicjatywa Humanitarna i kolektyw CzujCzuj.

To dzięki wolontariuszom dzieci z Czeczenii mogą korzystać z dworcowej szkoły demokratycznej, a ich mamy wziąć udział w projekcie laleczkowym.

Spichlerze pełne dobroci

Pomysł szycia szmacianych lalek wspólnie z uchodźczyniami narodził się w Jordanii. Grupa z kolektywu CzujCzuj budowała tam plac zabaw dla domu dziecka małych uchodźców z Syrii. To tam powstały pierwsze lalki, które wolontariusze robili razem z Syryjkami. Kobiety nie dość, że oderwały się od trosk, to jeszcze zarobiły pieniądze na najpilniejsze potrzeby.

„Dzikie plemię”

O sytuacji w Czeczenii (tak samo jak o wielu innych miejscach na świecie, gdzie źle się dzieje) mało się dziś mówi. Zdaniem kolektywu, niewiele też pisze się o tym, że niezgodnie z międzynarodowym prawem, uchodźcy z Czeczenii są przetrzymywani od jakiegoś czasu na granicy w Brześciu. Bo nie mogą wrócić do domu. Bo nie mają do czego wracać.

A przecież z raportu Human Rights Watch wynika, że w ciągu ostatniego roku prorosyjskie władze Czeczenii spaliły ponad dwa tuziny domów. Zrobiły to by ukarać rodziny osób podejrzewanych o przynależność do oddziałów rebelianckich. Dziś każdy jest tam podejrzany. Nie ustaje fala porwań i przypadki stosowania tortur. Na Kaukazie działa też system obozów koncentracyjnych. – Czernokozowo można spokojnie porównać do Oświęcimia – uważa rosyjski dziennikarz Andriej Babicki, który przeżył tam pobyt. Czerenokozowo to torturowanie prądem organów płciowych, uszu, nosa, potylicy, pod pachami.

– Z tymi rzeczami chcecie wjechać? Do uchodźców? A po ch*j coś dla nich robicie? A niech zamarzną! Niech wracają na Kaukaz – taką mową powitał wolontariuszy z CzujCzuj białoruski pogranicznik. I stwierdził, że ze 150 kilowymi torbami pełnymi ciepłych rzeczy (zebranymi dla Czeczenów przez Międzynarodową Inicjatywę Humanitarną) wrócą sobie do Polski. – Czeczenii, a to to prymitywne, dzikie plemię z Rosji. Po co wam to? – mówił im z kolei pan wyrabiający wizę.

CzujCzuj tworzy dzisiaj około 60-ciu osób. Docierają do wszystkich tych, którzy z jakichś powodów zostali wykluczeni. Najczęściej do społeczności bez własnego państwa, czyli Romów, Kurdów i uchodźców. Budują place zabaw, uczą recyklingu, lepią razem pierogi albo tak jak teraz - szyją lalki, które można kupić za przysłowiowe co łaska. Dla kobiet na dworcu w Brześciu to "co łaska" znaczy naprawdę wiele.

Przeczytaj też: Ratowała dziewczynki, które mamy namawiały do samobójstwa!

Redakcja poleca

REKLAMA