Mentor od skóry. Co to jest i po co komu SKIN COACH?

Dziewczyna w łazience fot. Adobe Stock
Ostatnio przeglądając newsy na Facebooku, zauważyłam, że kilka satyrycznych stron robi sobie ostre żarty z jakiejś pani, która tytułuje się pierwszym SKIN COACHEM Polsce. Coaching - modne słowo. Jak influenser. A co się za nim kryje? I co takiego robi „trener skóry”, czego nie może zrobić lekarz dermatolog albo kosmetyczka? Sprawdźmy!
Redaktorki Polki.pl / 08.02.2018 12:27
Dziewczyna w łazience fot. Adobe Stock

Zacznijmy od tego - kim jest coach (z ang. trener). Bo to dość nowy „zawód”. Otóż w wielkim skrócie - zadaniem coucha (niektórzy nazywają siebie mentorami, a coaching mentoringiem) jest motywowanie klientów do konkretnych działań, wzmacnianie rozmaitych postaw i pomaganie w wytyczaniu ścieżek rozwoju i osiąganiu celów w różnych dziedzinach, najczęściej w biznesie i karierze. Pomaganie tym, którzy sami sobie rady dać nie umieją np. przy przeprowadzeniu jakieś życiowej zmiany solo lub w grupie. Ta robota nieco kojarzy się z tym, co robi terapeuta lub psycholog, prawda? Tak - to dobry kierunek, ale jak podkreślają moi znajomi ze studiów psychologicznych - COACH TO NIE PSYCHOLOG!

Proszę ustąpić tej pani, ona jest w ciąży!” O plusach i minusach ciąży… spożywczej

Bo do coachingu nie trzeba mieć specjalnego wyższego wykształcenia. Nie kończy się wymagających studiów z mentoringu, a potem nie robi się jeszcze specjalizacji. Coachem może zostać każdy, który czuje takie powołanie, zrobił (albo i nie) parę kursów i umie gadać z ludźmi. Np. coachingiem zajmuje się Łukasz Jakóbiak - ten od wywiadów z gwiazdami w 20-metrowej kawalerce. Coach ma klientów, a psycholog, terapeuta - pacjentów. Pozostaje jeszcze kwestia odpowiedzialności zawodowej.
Zdaniem znajomych po studiach psychologicznych różnica między psychologiem a coachem jest taka, jak między strażnikiem miejskim a policjantem. I ten, i ten to niby stróże prawa, ale jednak strażnik to nie policjant. Przyznaję, jest w tym nieco złośliwości.

Tymczasem na fali rosnącej popularności coachingu ni stąd, ni zowąd na rynku objawiła się pani SKIN COACH (czyli trenerka od skóry)! Po pobieżnym zbadaniu jej strony internetowej okazało się, że to po prostu pani kosmetolog (z długim stażem - czyli zna się na rzeczy), która - w jej przekonaniu - dodatkowo umie zmotywować klientki do zmiany stylu życia i zadbania o siebie i skórę, tak, by wyglądała pięknie i zdrowo. Cały sekret. A że pani kosmetolog ukuła termin SKIN COACH i reklamuje się jako pierwsza taka w Polsce - jej sprawa i jej wizja na sprzedanie swoich usług. Jest popyt, jest podaż, a reklama dźwignią handlu. Dodatkowo niektórzy mają powody, by z tego poheheszkować w Internecie.

Być może są osoby, które potrzebują specjalnej gadki i „psychologicznego” podejścia od pani kosmetyczki po to, by zawsze zmywać makijaż na noc, dobrze wklepać odpowiedni krem i jeść brokuły, odstawić papierosy i zacząć się ruszać na świeżym powietrzu (tak, tak upraszczam). Proszę bardzo. Mamy wolną wolę, wolny rynek i każdy bierze, co chce i kupuje to, na co go stać. Nieważne, czy potrzeba została wykreowana przez sprytnych marketingowców. Ważne, by ją zaspokoić. Problemy pierwszego świata.

Wybierając usługę (czy to „coaching skóry”, czy pomoc w rozwoju osobistym, czy cokolwiek innego) dobrze mieć na uwadze to, by nie obudzić się w samolocie w podróży swojego życia z pytaniem - czy leci z nami pilot i czy czasami nie jest to Leonardo Di Caprio wyjęty z filmu „Złap mnie, jeśli potrafisz”. (Leo grał tam młodego fałszerza, który w latach 60., podając się za pilotów, lekarzy i profesorów, wyłudził z banków ponad 2,5 mln dolarów).

Dlatego z pewną nieufnością podchodzę do coachy, skin coachy i influenserów. Gdy mam kłopoty z wagą, idę do dietetyka, żeby mnie odchudził i ułożył zdrową dietę. Gdy potrzebuję poprawić stan skóry, idę do dermatologa, żeby mi ustawił pielęgnację i wsparł specyfikiem na receptę. A gdy przede mną ważna decyzja życiowa do podjęcia i chcę się z kimś skonsultować zanim ją podejmę idę do… coacha! Najlepszego. Do mojej przyjaciółki. Zna mnie jak zły szeląg (także) i doradza zawsze ZA DARMO. A przy okazji rozwijamy się, ile wlezie, nie tylko na tematy osobiste.

Przydaje się nam czasami to, co na poniższym rysunku ;)

Polecamy także:

Szczęśliwy związek szkodzi zdrowiu, czyli… dlaczego w dobrym małżeństwie się tyje? A co jeśli to mężczyzna ma problemy z jedzeniem?

Redakcja poleca

REKLAMA