Filip Chajzer o zakazie rysowania kredą - felieton Polki.pl

Filip Chajzer fot. archiwum prywatne Filipa Chajzera
Trzeba było niezłego dziada, żeby napisać taki stek dyrdymałów wymierzonych w trzynastoletnią dziewczynkę, która zamiast dziobania paluchem w tablet postanowiła wyjść na dwór/pole i pooddychać świeżym powietrzem.
Filip Chajzer / 12.10.2016 05:18
Filip Chajzer fot. archiwum prywatne Filipa Chajzera

Jestem sadystą. Oczywiście tak szczera deklaracja z miejsca spotkałaby się z entuzjastycznym przyjęciem mojej dziewczyny, która codziennie podejrzewa mnie o afgańskie, bądź irańskie pochodzenie. Jednak z góry wiedziała, na co się pisze. Nigdy nie dałem nawet przez sekundę do zrozumienia, że umiem – prać, prasować, sprzątać, gotować i wynosić śmieci.

Najgorsze w życiu są nagłe zwroty akcji, a ja od samego początku jestem w tym filmie bohaterem romantycznym - czyli takim, który oddałby życie za swoje wartości. Beztroska jest jedną z nich. Z tym większą irytacją przyjąłem informację o paszkwilu napisanym na warszawskiej Białołęce (chociaż dla warszawiaków z dziada pradziada Białołęka to taka Warszawa, jak z dziada baba).

Nieważne, idzie nowe. I faktycznie trzeba było niezłego dziada, żeby napisać taki stek dyrdymałów wymierzonych w trzynastoletnią dziewczynkę, która zamiast dziobania paluchem w tablet postanowiła wyjść na dwór/pole i pooddychać świeżym powietrzem. Samo oddychanie jest jednak zajęciem stosunkowo nudnym i mało pociągającym. Lepsze od wciągania gili na mrozie jest smarowanie kredą po chodniku. Tak właśnie postąpiła trzynastoletnia Julia z osiedla Lewandów.

Razem z grupą znajomych, na szarej kostce Bauma narysowała kwiatki, serduszka oraz tęczę. Tęcza – sręcza. Mniejsza o nią, chociaż wiadomo, że tęcza to temat zapalny. Tym razem zapalnikiem okazał się sam fakt użycia kredy na chodniku przed blokiem.

Oto anonim wsadzony do skrzynki pocztowej rodziców Julii:

Prosimy rodziców Julii o posprzątanie chodnika pomiędzy budynkami Kartograficzną 58b, a Kartograficzną 58c po radosnej, sobotniej twórczości córki. Jeżeli macie państwo kłopoty z zakupem kartek papieru dla Julii na twórczość plastyczną to my pomożemy.

Nie pomogli. Pomógł za to niezawodny internet. Spontaniczna akcja wirtualnego wsparcia Julii przeniosła się do realu i tak oto w minioną sobotę pokaźny tłum wysmarował kredą kilkaset metrów kwadratowych wewnętrznej osiedlowej ulicy. Tej samej przy której mieszka terrorystka Julia i ORMOwiec - donosiciel.

Akcja na moje oko miała dwie płaszczyzny. Pierwsza – szokująco analogowa. Dzieciaki odłączone twardym resetem od smartfonów zobaczyły, jak fajnie jest upieprzyć się bezkarnie kredą. Druga – to manifest trzydziestoletnich rodziców. Rodziców, którzy podjęli walkę o odzyskanie, ba! Odbicie z łap nowoczesnej technologii dzieciństwa. Najlepszego, jakie tylko może być. Wyciągniętego z pamięci niczym plik z twardego dysku. Chociaż w tej sytuacji bardziej z dyskietki. Plik z kredą między palcami, kluczem na szyi i chrabąszczem w słoiku.

Jestem sadystą to fakt. Maltretowałem biedne ursynowskie chrabąszcze. Wstydzę się do dzisiaj, ale jeszcze bardziej byłoby mi wstyd, gdybym za przyzwoleniem rodziców przez całą podstawówkę instalował kolejne smartfonowe aplikacje na zmianę z katowaniem iksa i trójkąta na padzie od PS4.

Kredowy protest song może być początkiem czegoś znacznie większego. Najwyższy czas na przebudzenie rodziców. Wepchanie pięciolatkowi telefonu do łapy rozwiązuje problem braku czasu i zmęczenia tylko na chwil parę. Odkręcenie izolacji społecznej, spowolnionego rozwoju, czy żenującego braku kreatywności może zająć zdecydowanie dłużej.

Ile kreacji miały dziewczynki z mojego bloku tworzące na osiedlowej górce „sekrety”... Kto pamięta? Mały dołek w trawniku, kilka zasuszonych kwiatków ułożonych w misterną kompozycję, a wszystko to przykryte małym szkiełkiem od potłuczonej przezroczystej flaszki. Jakikolwiek standard ISO raczej należy w tej historii pominąć.

Filip Chajzer: Sen o dresiarze

Zresztą generalnie standard dzieciństwa mieliśmy raczej surowy. Nie było gumowych chodników na placach zabaw, wszystko było twarde i metalowe, a przede wszystkim prawdziwe. Rodzice tak samo jak dzisiaj nie mieli dla nas czasu, ale my mieliśmy czas na wymyślanie kolejnych rozrywek. Często kompletnie idiotycznych (rzucanie balonami z wodą z 15 piętra było co najmniej kretyńskie), ale jednak autorskich, nie podsuniętych przez skandynawskich start-upowców z ironicznym wąsem pod nosem.

Ironicznie możemy mieć ich teraz w... nosie, zabierając nasze dzieciaki z daleka od OLEDowych wyświetlaczy, prosto przed balkony walniętych konfidentów. 100% analogowy kij im w oko.

Przeczytaj więcej felietonów Filipa Chajzera dla Polki.pl!

Redakcja poleca

REKLAMA