Atak hakera to jak wirtualny gwałt

Włam hakera na Facebooku fot. pixabay/polki.pl
Kiedy piszę te słowa, mija 4 dzień od włamania hakera na moje konto na Facebooku i pocztę e-mail. Do pierwszego już odzyskałam dostęp, mam nowe hasło, mail, wszystko jak należy. Do poczty e-mail, którą założyłam 10 lat temu, wciąż nie mogę się dostać, bo administratorzy olewają wiadomości i telefony, choć sprawę zgłosiłam na policji. To zdecydowanie nie jest koniec, a każdego dnia nowe zabezpieczenia przypominają mi o tym pechowym niedzielnym wieczorze.
Edyta Liebert / 24.03.2017 12:08
Włam hakera na Facebooku fot. pixabay/polki.pl

Z pełną odpowiedzialnością i konsekwencjami chcę powiedzieć, że każdy, kto właśnie przegląda Facebooka jest jego ofiarą, ofiarą medium społecznościowego, które burzy wszystko to, co niektórzy myślą, że buduje. Ofiarą dziś, jeśli spędza na nim więcej godzin dziennie, niż na rozmowie z mamą tygodniowo lub ofiarą jutra, jeśli ktoś zhakuje konto...

Ja jestem jedną z tych ofiar. Są nimi też moi bliscy i znajomi. Nie winię siebie za to co, się stało, ale stało się wiele i nie mogę udawać, że jest inaczej ani odpychać tej myśli: ktoś włamał mi się na fejsa i zhakował konto pocztowe. A stało się to w niedzielę wieczorem, między herbatą a prasowaniem, najprawdopodobniej gdzieś ok. godziny 18.30, kiedy oglądamy Fakty czy puszczamy dziecku wieczorynkę. Tak też zeznałam na policji. Moja historia może nikogo nie wzruszy, może wręcz proszę się o hejt, może i pojawią się bezceremonialne „trzeba było…” – ale co? Nie mieć fejsa? Nie tworzyć hasła z zaledwie 8 znaków? Może zamontować alarm przeciwwłamaniowy? Zabezpieczyć go szyframi? Czasu nie cofnę, ale wiem jedno: naprawdę nikt z nas nie powinien czuć się w sieci bezpiecznie. Nikt!

Gwałt wirtualny

Kiedy ktoś ze znajomych dzwoni do ciebie z pytaniem, czy serio potrzebujesz tych 500 zł na już na ten blender, a ty nie wiesz co powiedzieć; kiedy nie wiesz jak się zachować, gdy ta osoba recytuje ci fragmenty rozmowy, którą własnie przeprowadziliście. O co chodzi? Krew zaczyna szybciej krążyć, oczy masz jak 5 zł, głos się zmienia, a w uszach słyszysz przyspieszone bicie serca… WTF?! „Ktoś chyba ci się włamał na konto” - słyszę po drugiej stronie. 

MI? Jak to?? Po co??

Otworzyłam laptopa i widzę stronę logowania. Wklepuję mail, hasło – brak dostępu. Wpisuję raz jeszcze – wciąż nic. Wchodzę na pocztę e-mail, wpisuję login, hasło – to samo. CO?!?! I tak jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz.

Ręce się trzęsą, informacja do mózgu jeszcze nie dotarła. A tu kolejny telefon, kolejny SMS. Jeden za drugim, jak wystrzelane bezlitośnie petardy, których nienawidzę. A więc tak, ktoś zrobił mi żart. 

Jednak to nie był dowcip kolegi programisty, który rekreacyjnie sprawdza, czy może wejść na cudzy profil, tylko przestępcy. Gdzieś w Polsce, może gdzieś na świecie, w tym właśnie momencie przed ekranem swojego (?) komputera siedział człowiek podszywający się pode mnie, piszący z mojego konta jako Edyta Liebert do MOICH znajomych i przyjaciół, na których zaufanie pracowałam i pracuję od lat, prosząc o finansową przysługę, w stylu „przelej tu kasę na to konto, ja ci przeleję część, bo mi zabrakło, jutro w pracy ci oddam, dorzucę flaszkę za fatygę…” - nawet nieważne jak dokładnie brzmiała każda z konwersacji, chodzi o sens; ale screeny znajdziecie w artykule przestrzegającym przed hakerami na fejsie.

Jaki jest telefon na Facebooka?

Trwało to kilka minut, zanim otrzeźwiałam. Nie wierzyłam własnym uszom ani oczom, byłam jak ogłuszona, a przecież musiałam działać! Działać szybko, jak najszybciej. Nie wiedziałam do końca co czytam, działałam intuicyjnie wypełniając wszystkie kroki na Facebooku, by zgłosić włam i przejęcie konta przez hakera. To kilkuetapowy proceder, w którym musisz wysłać skan dokumentu tożsamości (CO, skan? Ja nie mam skanera?!... Aha, no tak, przecież zdjęcie też może być… - Nie myśli się wtedy trzeźwo), podać inny mail, jeśli ten kontaktowy jest także zhakowany (tak swoją drogą, kto z was wie, jakie są godziny pracy administratorów poczty, na której ma swój adres e-mail?), numer telefonu, link do swojej „osi czasu na Facebooku”(spróbujcie to zrobić, kiedy nie macie dostępu do fejsa i nie macie nikogo obok, kto ma konto - bez komentarza).

Okazuje się, że przyjazny wszystkiemu Facebook może stawiać przeszkody, które dla mnie, kogoś, kto #umiewinternety, w takich sytuacjach są prawie nie do przejścia. W pewnym momencie już nie wytrzymujesz i zadajesz sobie jedno pytanie: Jaki jest do ch*** telefon na Facebooka?!

Psikus. To nie dyżurka, nikt „od fejsa” nie pracuje 24h/dobę, nikt nie czeka na twoje wezwanie.

Nie, nie miałam słabego hasła

Myślisz: a, pewnie miała słabe hasło, albo ma do każdego konta to samo, a potem się dziwi, że ktoś się włamał. NIE, tak nie było. Nie ważne czy mieszkasz na wsi czy w mieście, czy masz Maca czy Windowsa. Może masz 50 znajomych, a może 5000. Może myślisz, że jesteś inteligentny i sprytny, bo w garażu stoi nowe firmowe Audi i mieszkasz w domu, na który zarabiasz swoim mózgiem, i że nikt, nigdy przenigdy, nie zrobi z ciebie jelenia. Witaj w świecie ułudy.

Żyjemy w świecie fake newsów. Wierzymy we wszystko, co pojawi się w sieci i podajemy dalej

Z niedowierzaniem niektórzy powtarzają historie, ile to osób starszych nabiera się na przestępczym sposobie wyłudzania - "na wnuczka”. To przecież nonsens, tak się nabrać, prawda? Tu mechanizm jest ten sam – 10 procent zapytanych przez oszusta znajomych, było gotowych przelać mi te pieniądze, jedna nawet to zrobiła, co nawet nie wiem czy poczytywać jako wielki hojny gest czy jednak się tym podłamać (Gosia opisała, jak przelała pieniądze na konto hakera). Byłam w szoku, jak bezbronni jesteśmy wobec wyrafinowanych przestępców: gdy dowiedziałam się o treściach tych wiadomości, zobaczyłam screeny konwersacji (ten przestępca nawet PISAŁ w taki sposób, że nikt by się nie domyślił, że to nie ja) wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić i zgłosiłam to na policję. To nie było pytanie "wespszesz mnie kasiorką?", tylko jawny akt brutalnego łamania prawa, prywatności, zasad. Nie spałam pół nocy, dręczyły mnie obawy, strach o to, czy kogoś jeszcze z moich znajomych „nie oszukałam” i czy „nie wyłudziłam pieniędzy”.

Moja wina? Nie moja wina. Moja wina? Nie, nie moja...

Tak, zadręczałam się wyrzutami sumienia niczym ofiara molestowania czy gwałtu. Może to moja wina? Może powinnam być czujna? Może to przez to, że się nie wylogowałam? Niby to mój laptop… Ale powinnam chociaż zmieniać hasła raz na miesiąc, prawda?

Ruszyły testy przycisku "nie lubię" na Facebooku

Wyrzucałam sobie, że nie zadbałam o to konto, że zawiodłam zaufanie innych pozwalając, by ktoś się włamał na mój profil. Miałam klasyczne objawy syndromu ofiary, jakby mój Facebook nosił zbyt dopasowane sukienki, za krótką spódniczkę. Może kusiłam hakera sekwencją liter w haśle? Zdjęciem profilowym?

Z samego rana dzień później wzięłam urlop i udałam się na policję. Byłam przed czasem. Dyżurny zapytał o powód mojego stawienia się... Jego zdumiony wzrok sugerował mi... w zasadzie wiele: że to sprawa beznadziejna, że chyba nie wie co z tym zrobić, że może lepiej żebym sobie poszła...? Odesłał mnie do pokoju "pierwszego na prawo", jak się potem okazało, "pokoju zwierzeń" dla dzieci, nieletnich ofiar przestępczości. Czekałam jakiś kwadrans, w końcu pojawił się rosły mężczyzna, budzący nieco mój lęk swoim wyglądem, ale nie - nie uprzedzałam się. Zestresowana opisywałam sytuację najlepiej jak umiałam, a musiałam wgłębiać się w najprostsze mechanizmy i tłumaczyć sam proces logowania na Facebooka - policjant, który mnie przesłuchiwał przyznał, że sam konta na Facebooku nie posiada. Mój pierwszy raz na komisariacie nie należał do przyjemnych - czułam się kimś małym, bezbronnym, a tym samym winnym. Na pociechę usłyszałam, że każdy może być ofiarą takiego przestępstwa, niezależnie czy jest redaktorem, grafikiem, czy nawet programistą… Zeznania, które złożyłam, mają trafić na inną komendę - czekam w tym momencie na list z potwierdzeniem założenia sprawy.

Wstręt do Facebooka

Konto na Facebooku to tylko konto. To nie jesteśmy MY, to nie Ja, Ty, Gosia czy Weronika. To wirtualna umowa, że osoba o tym imieniu i nazwisku faktycznie istnieje i podaje się za siebie. Wierzymy tej cyberprojekcji nas samych równie mocno, jak spotkaniom twarzą w twarz. Wysyłamy zdjęcia swoich dzieci, dzieci znajomych, meldujemy gdzie jemy, wrzucamy zdjęcia z widokiem z mieszkania. Nie potrzeba mieć IQ 180 by wydedukować, gdzie ktoś mieszka i na którym piętrze, czy ma psa, woli kurczaka od ryby, co lubi czytać, czy ma katar a może rzeżączkę.

Co dzieje się z kontem na Facebooku, gdy jego właściciel umrze?

Przez messanger przesyłamy sobie numery kont, adresy, telefony. Mogłabym tak wymieniać. Koniec końców nie bałam się już o siebie (choć przyznam, że panikowałam), ale wystraszyłam się, co jeśli ten ktoś prócz bycia krętaczem i złodziejem, jest pedofilem, stalkerem, internetowym trollem? Był (i wciąż jest!!!) zagrożeniem dla moich bliskich, znajomych, współpracowników… ich rodzeństw, kolegów czy dzieci. Bo przecież Facebook to sieć, to cała społeczność.

20 godzin po zgłoszeniu naruszenia administratorzy Facebooka wysłali mi dane do logowania i formalne pouczenia. Zalogowałam się i po 30 sekundach opuściłam portal z obrzydzeniem. Ktoś tu był, wręcz czułam odór człowieka, który prześledził mój profil, wchodził w rozmowy, oczami wyobraźni widziałam, jak scrolluje wiadomości. Powitalne „Dzień dobry Edyta” i rysunek słoneczka omal nie wytrąciły mnie z równowagi. Jego mój Facebook też tak powitał, bo przecież to tylko portal, dał się nabrać. Tyle stresu przez głupi serwis społecznościowy, tyle obaw i emocji, a przecież jeszcze parę lat temu coś takiego nie miałoby miejsca. Chyba tylko fakt, że Facebook jest jednym z moich narzędzi pracy trzyma mnie przy tym, że jestem na nim aktywna, że w ogóle teraz tam jestem.

Exodus, wielki kac

Sytuacja wzmogła moją ostrożność. Pokasowałam wiele kont w sklepach online, gdzie zakupy robiłam może kilka razy, a gdzie wymagali numeru karty; zablokowałam newslettery, usunęłam aplikacje, ustawiłam bardziej skomplikowane hasła i szyfry, dorzucając autoryzacje telefonem. Spędziłam nad tym kilka godzin, spisując na kartce wszystkie strony, loginy, hasła. Gdzie mogłam, zmieniłam mail, na Facebooku ustawiłam nawet opiekuna konta, na komputerze – wzmożoną ochronę. Wróciłam do starego dobrego Gadu-Gadu, prostego w swojej formie komunikatora, na którym nikt mnie szukać nie będzie, ale ja będę miała kontakt z tymi, na których bezpieczeństwie mi zależy. Administratorzy poczty e-mail nie odezwali się, wciąż nie mam dostępu do mojego konta, które założyłam 10 lat temu.

Te informacje usuń z Facebooka dla własnego bezpieczeństwa

Dlaczego o tym piszę? Bo gdzieś głęboko tkwi we mnie przekonanie, że wasza wrażliwość na ludzkie, bliskie codzienności sprawy i problemy jest naprawdę olbrzymia. Pozytywnie zadziwiacie mnie, gdy wzrusza was historia Magdy – chorej na raka 17-latki, porusza los katowanych na śmierć zwierząt, kiedy burzycie się komentując karygodne wypowiedzi polityków. Może tym tekstem, nie o gwiazdach, nie o premierach filmowych czy słodkiej śwince morskiej spowoduję, że w tym momencie zweryfikujecie ustawienia swoich kont. Wszystkich. Może część w ogóle usuniecie? Trudno jest walczyć ze złem, kiedy nie znamy jego twarzy, nawet jego tożsamości, bo może ten mężczyzna o miłej twarzy, to on? A może ta kobieta, która tuli swoje dziecko w autobusie, czy nie próbuje "dorobić", kradnąc czyjąś tożsamość?

Pamiętajmy, że nie jesteśmy kontami na Facebooku i składamy się z emocji i logicznego myślenia: jeśli znacie kogoś, kto również padł ofiarą cyberprzestępstwa lub sami mieliście takie doświadczenie - zgłoście to. ONI czują się bezkarni i są zuchwali do tego stopnia, że być może niedługo będą prowadzić transmisje live ze swoich przestępstw. Zapiszcie na czarnej liście ten numer konta: 31 1140 2017 0000 4902 1307 1566. Bądźmy ostrożni - zarówno w realnym, jak i wirtualnym świecie. 

Redakcja poleca

REKLAMA