Chloë Grace Moretz

Chloë Grace Moretz fot. Materiały prasowe
Młoda gwiazda kina opowiada o nowym filmie
Milena Oszczepalińska / 04.09.2014 14:24
Chloë Grace Moretz fot. Materiały prasowe
Chloë Grace Moretz to wschodząca gwiazda Hollywood, porównywana do Dakoty Fanning i Jennifer Lawrence, która już zdobyła wielkie uznanie w świecie kina. Po wspaniałej kreacji w remake’u filmu „Carrie” na podstawie powieści Stephena Kinga, Moretz zagrała główną rolę w adaptacji bestsellerowej powieści autorstwa Gale Forman – „Zostań, jeśli kochasz”. Film wejdzie na ekrany polskich kin 12 września.


Co pomyślałaś, gdy zwrócono się do ciebie z propozycją zagrania w „Zostań, jeśli kochasz”?

CHLOË GRACE MORETZ: Byłam zachwycona. Urzekł mnie scenariusz. Bardzo podobała mi się główna bohaterka – jej siła i ambicja. Mia to osoba, która ma przed sobą życie, to ktoś, kto wie, czego chce. Przyznam, że czułam z nią silną więź emocjonalną pod tym względem. Uważam też, że Gayle [Forman] jest wspaniałą pisarką i cieszę się, że podjęła się adaptacji scenariusza. To był cudowny projekt.


Jaka była twoja reakcja po przeczytaniu książki?

CHLOË GRACE MORETZ: Popłakałam się. To niesamowita dawka emocji. Gdy dowiedziałam się, że Gayle inspirowała się jedną ze swoich przyjaciółek, opowieść nabrała w moich oczach zupełnie nowego wymiaru autentyzmu i stała się czymś więcej niż tylko książką. Tak jakby wołała do mnie i dotykała mojego serca.


Czy możesz opowiedzieć coś więcej o Mii? Jaka jest i co się jej przydarza w filmie?

CHLOË GRACE MORETZ: Gdy ją poznajemy, Mia jest młodą dziewczyną – u progu dorosłości, ale wciąż niewinną. To osoba, która wie czego chce, zamierza osiągnąć swój cel i nic jej nie powstrzyma. Nie planuje angażować się w związek, ale poznaje mężczyznę, w którym się zakochuje, i na pewien czas traci dla niego głowę. Rozważa pójście do przeciętnego college'u zamiast do wymarzonej szkoły, aby być blisko niego. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie jest w stanie zapomnieć o swojej drugiej miłości, swojej pasji, czyli wiolonczeli. Przeżywa pierwszą z wielu poważnych, życiowych rozterek. Mia traci niewinność i przeistacza się w młodą kobietę.


W jaki sposób przygotowywałaś się do roli, w której główna bohaterka ociera się o śmierć? Czy to prawda, że oglądałaś film dokumentalny na ten temat?

CHLOË GRACE MORETZ: Tak, oglądałam dokument dotyczący trzech osób – był bardzo interesujący. Wywarł na mnie ogromne wrażenie, ponieważ dzięki niemu zdałam sobie sprawę z tego, że film nie nawiązuje bezpośrednio do żadnej wiary. Pozbawiony jest takich odniesień. To historia dziewczyny, która w pewnym momencie znalazła się pomiędzy życiem a śmiercią – można nazwać to czyśćcem, śpiączką, a może wytworem wyobraźni. Może jej się to śni? Tego nie wie nikt. Właśnie możliwość wielorakich interpretacji czyni tę opowieść tak wyjątkową.



Jak współpracowało ci się Jamie Blackley'em i jak udało wam się stworzyć więź łączącą obie postaci w filmie?

CHLOË GRACE MORETZ: Jamie to fajny facet o nietuzinkowej osobowości. Po prostu się zaprzyjaźniliśmy, a reszta poszła gładko. Spędzaliśmy dużo czasu ze sobą. Wraz z całą ekipą urządzaliśmy sobie małe wycieczki. Któregoś dnia pojechaliśmy w góry poszukać niedźwiedzi. Byliśmy na lodowisku i na koncercie. Po prostu robiliśmy fajne rzeczy. Gdy już się bardziej zżyliśmy, łatwo nam było udawać miłość, ponieważ jako przyjaciele czuliśmy się ze sobą swobodnie, troszczyliśmy się o siebie nawzajem.


Jakie cechy Jamie nadaje postaci, którą gra, Adamowi?

CHLOË GRACE MORETZ: Dzięki niemu Adam jest bardzo wrażliwy i naprawdę czarujący. Z tego powodu nie można przestać go uwielbiać, nawet gdy mocno zajdzie za skórę. Czasem to, co mówi, bywa okrutne, czasem zachowuje się niedojrzale, ale czujesz, że to wciąż dobry facet. Dzięki Jamiemu ta postać jest naprawdę wyrazista.


Jak udało ci się wczuć w postać muzyka, który gra z tak wielką pasją?

CHLOË GRACE MORETZ: Stosunek muzyka klasycznego, zwłaszcza wiolonczelisty, do instrumentu, na którym gra, jest szczególny. Wiolonczela to bardzo intymny instrument muzyczny, szczególnie dla kobiet. Muzyk oplata go całym ciałem – musiałam się do tego przyzwyczaić i poczuć się swobodnie. Wiolonczela zdaje się mieć ludzkie cechy, to jakby przedłużenie ciała. Oddycha razem z tobą, razem z tobą się porusza i tańczy. Wiolonczela towarzyszyła mi przez pięć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć do filmu. Za każdym razem dostarczana przez ekipę „Zostań, jeśli kochasz”. Nawet gdy byłam gdzieś na odludziu w Niemczech, jakoś udawało im się dostarczyć mi do hotelu wiolonczelę. Nie mam pojęcia jak. Lekcje pobierałam na Skypie i bardzo mi one pomogły, ale wiolonczela jest jednym z tych instrumentów, które musisz opanowywać przez piętnaście lat, aby w miarę poprawnie grać.


Co pomyślałaś, gdy zobaczyłaś ukończony film? Czy coś cię w nim zaskoczyło?

CHLOË GRACE MORETZ: Byłam zachwycona. To naprawdę dobry film. Oglądałam go z moimi braćmi, moją mamą, najlepszymi przyjaciółmi i moimi agentami. Świetnie się przy tym bawiliśmy. To bardzo ciepły film. Jest też wierny książce, co mi się bardzo podoba. Zaskoczyło mnie trochę jego zakończenie. W kinie na chwilę odjęło mi mowę.


Co chciałabyś, żeby widzowie wynieśli z tego filmu?

CHLOË GRACE MORETZ: Mam nadzieję, że po prostu poczują te emocje. Mam nadzieję, że dostrzegą, że Mia to prawdziwa osoba, że prawdziwymi osobami są ojciec i matka. To bardzo smutna historia, ale zarazem pełna nadziei. Silnie oddziałuje na emocje. Mam nadzieję, że po wyjściu z kina ludzie pomyślą, że się czegoś nowego dowiedzieli i poczuli coś prawdziwego.

Rozmawiał Andrew Stone

Zobacz też:

Redakcja poleca

REKLAMA