Jak osiągnąć orgazm?

Technicznie rzecz biorąc to „eksplozyjne rozładowanie napięcia neuromięśniowego”, dla większości z nas - po prostu szczyt przyjemności.
/ 28.07.2009 08:02

Orgazm to technicznie rzecz biorąc „eksplozyjne rozładowanie napięcia neuromięśniowego”, dla większości z nas - po prostu szczyt przyjemności.

Serce pompuje krew szybciej, zwłaszcza do organów biorących udział w grze, endorfiny i oksytocyna, zwane hormonami szczęścia, każą mózgowi odczuwać radość i przyjemność, mięśnie w obrębie miednicy zaciskają w sekundowych interwałach, rozkosz wędruje neuronową ścieżką wzdłuż rdzenia kręgowego…

Tyle, jeśli chodzi o fizjologię, tak naprawdę dla nas najważniejsze jest jednak przecież subiektywne odczucie, a przede wszystkim dojście do niego. Tutaj czyha wszak pułapka… Walka o orgazm za wszelką cenę może, jak pokazują obserwacje, pozbawić seks sensu, którym są przecież: radość ze zbliżenia, emocje, intymność, pieszczota – jakkolwiek nieprzekonująco to może brzmieć. Faktycznie, seksuolodzy znają tysiące scenariuszy, gdzie partnerzy cieszą się z udanego współżycia, bez presji na każdorazowe obustronne orgazmy oraz historie totalnych frustracji spowodowane usiłowaniem dania mu czy jej legendarnej rozkoszy. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą…

Orgazm można uzyskać wskutek godzinnej stymulacji albo nawet bez dotyku, może być odczuwany jako gilgotanie lub dreszcze całego ciała, może wreszcie być prawdziwy… albo udawany. To ostatnie zjawisko zdaje się występować częściej, niż to sobie uświadamiamy, zaś kobiety cieszą się szczególną renomą w miłosnym fałszerstwie. Dlaczego? Skąd to się bierze? Z bardzo ludzkich pobudek: zwykle głównym motywem udawania jest strach przed wprawieniem kochanka w poczucie porażki, nieudolności. Krzyczymy wniebogłosy i drapiemy, aby dać mu odczuć, że jest chciany o potrzebny, nawet jeśli dziś akurat coś nie „styka”. Bywa jednak i tak, że udając chronimy swój seksualny „image” gorącej kotki – każdy przecież dziś chce być „hot”! To już zjawisko bardzo niepokojące i wymagające porządnej analizy osobowości.

Na całe szczęście natura wyposażyła nas w bardzo unerwione ciała i do orgazmu można dojść wieloma ścieżkami. Każdy musi więc znaleźć swoją ulubioną, a najlepiej oczywiście poszukiwać jej w towarzystwie kochającej osoby, przed którą nie wstydzimy się otworzyć ze swoimi fantazjami i potrzebami. Kilka więc słów o typologii orgazmu…

Łechtaczkowy a pochwowy, czyli dwa najbardziej popularne, osiągane poprzez stymulację łechtaczki lub wnętrza pochwy. Freud uważał, że te pierwsze są właściwe dla kobiet młodych, psychologicznie niedojrzałych, podczas gdy te drugie oznaczają pełnię kobiecości. Na szczęście, pogląd ten dziś jest przez seksuologów uznawany za nonsens, co pozostawia paniom wolność wyboru skuteczniejszej opcji, bez poczucia kompleksu lolity.

Ciśnieniowe - znane głównie z wczesnego dzieciństwa i związane z pośrednią stymulacją poprzez zaciskanie nóg i kiwanie się w przód i w tył. Najnowsze badania wskazują, że nawet wielu dorosłych wprowadza ten rytuał do swojego życia seksualnego, chociaż osiągana przyjemność jest uważana za niepełny orgazm. Nostalgia za wspaniałymi latami beztroski?

Napięciowe - wywołane bezpośrednią stymulacją, zwykle za pomocą silnego spinania mięśni i wstrzymywania oddechu. Wbrew pozorom, okazują się być szalenie popularne, głównie ze względu na… szybkość i łatwość wywołania, nawet w miejscach publicznych (!). Niektórzy specjaliści mają jednak zastrzeżenia, co do tej metody, gdyż wydaje się ona wpływać na przedwczesne wytryski u mężczyzn oraz trudności ze szczytowaniem w inny niż ten sposób u pań. Tak czy inaczej, pamiętajmy, że nawet w szkolnych ławach czy naradach biurowych są zawsze jacyś baczni obserwatorzy.

Relaksacyjne - związane z ultra głębokim rozluźnieniem ciała podczas pieszczot, zwykle przychodzące znacznie łagodniej i wolniej, ale niektórym ludziom dającym właśnie pełnię szczęścia. No bo przecież, po co się spieszyć i stresować?

Mieszane
- występujące najczęściej podczas długiego łóżkowego dialogu i wywołane różnorodnością stymulacji – łechtaczki, pochwy, skurczami mięśni, wypychaniem miednicy, głębokim oddychaniem. Większość kobiet określa je jako długie fale – no cóż, dobrze być surferką!

Wielokrotne - doświadczane głównie przez panie, rzadziej przez mężczyzn, którzy po pierwszym najchętniej przecież by usnęli (są jednak szlachetne wyjątki). Zasadniczo, bywają często mylone z echami poprzedniej przyjemności, dlatego nie zdziwmy się, że niektórzy chwalą się… dwudziestoma orgazmami w ciągu jednej nocy. Jeśli sami należymy do osób „łatwych” do zaspokojenia, starajmy się pamiętać, że liczy się tak naprawdę jakość, nie ilość i nie zawsze partner ma ochotę na maratony.

Wymarzone, czyli wywołane samą tylko fantazją – wedle niektórych specjalistów wysoce dyskusyjne. Faktycznie jednak są kobiety, które twierdzą, że samo marzenie o zmysłowej nocy w towarzystwie Brada Pitta wywołuje w nich spazmy rozkoszy. Z punktu widzenia szklanki do połowy pełnej, trzeba przyznać, że najważniejsze jest przecież nasze samopoczucie, nie zaś mędrca szkiełko i oko!

Redakcja poleca

REKLAMA