Jak nie dać pasji umrzeć

Wszyscy znamy te obrazki – młodzi, zakochani, całujący się na parkowych ławkach, objęci w autobusach, trącający nogami w restauracjach. Znamy też niestety rzeczywistość dojrzewania związku i powolne gaśnięcie ognia namiętności.
/ 10.09.2008 11:30
Wszyscy znamy te obrazki – młodzi, zakochani, całujący się na parkowych ławkach, objęci w autobusach, trącający nogami w restauracjach. Znamy też niestety rzeczywistość dojrzewania związku i powolne gaśnięcie ognia namiętności.

Niejedna żona i niejeden mąż ze smutkiem patrzą na tych niemogących oderwać się od siebie dwudziestolatków. Kiedyś też przecież szukali pocałunku i dotknięcia na każdym kroku, a teraz wstają z łóżka oddzielnie ledwo mrucząc sobie „dzień dobry”. Ciężko nie dostrzec tej zmiany i ciężko nie zadać sobie pytania, co to oznacza – początek końca? Śmierć romantyzmu? Jak nie dać pasji umrzeć

Na szczęście, to globalne ochłodzenie jest naturalne i odwracalne. Psychologowie tłumaczą, że po pierwszym okresie euforycznego zachwytu nad byciem razem, dochodzimy do punktu, kiedy zaczyna liczyć się indywidualność partnerów. Samo czynienie drugiej osoby szczęśliwą, m.in. poprzez seks, przestaje wystarczać. Ważniejsza robie się za to dojrzałość, intymność, komunikacja swoich uczuć i potrzeb – zdolności, które mimo wieku, często pozostają u nas na poziomie szkoły podstawowej.

Tymczasem do udanego płomiennego życia po opadnięciu fali oszołomienia swoimi ciałami potrzeba bardzo dużo z siebie dać – pracy, wysiłku, ekspresji, cierpliwości i tolerancji. Widzimy już, że wcale nie jesteśmy tak do siebie podobni, jak się z początku wydawało, że coraz bardziej przeszkadzają nam różnice – to wcale nie powód jednak do kryzysu w sypialni. Wręcz przeciwnie, język miłości może pomóc nam pokonać przeszkody szarej rzeczywistości.

Oczywiście, ta prawdziwa dogłębna intymność może przerażać, bo wiąże się z całkowitym otwarciem i szczerością, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni. Dotychczas bowiem, tak bardzo nam zależało na tej drugiej połówce, że z łatwością pozowaliśmy, ulegaliśmy, dostosowywaliśmy się. Obnażenie prawdziwego ja i własnych potrzeb przychodzi bardzo ciężko.

Błędne postrzeganie przez ludzi intymności czyni ich przesadnie uzależnionymi od partnera, w którego oczach i zachowaniach upatrują potwierdzenia swojej seksualności. Oczekujemy, że to druga osoba sprawi, że będziemy czuli się wartościowi, normalni, akceptowani. To wielki błąd, który nieuchronnie zakłóca otwartość i uczciwość w związku.

Wielu seksuologów na te kryzysy dojrzałych związków poleca pikantne zmiany – nowe pozycje, erotyczne gadżety, seksowną bieliznę, viagrę. Na pewno nie zaszkodzą, jako uatrakcyjnienie dorosłych wieczorynek, ale intymność nie polega tak naprawdę na tego typu inżynierii. Musimy nauczyć się mówić tym samym językim miłości – komunikować się za pomocą zbliżeń, spojrzeń, seksu. Otwarcie tych drzwi to naprawdę wspaniałe schody do samego nieba.

Oczywiście tym trudniej jest przełamać kryzys, im dalej zaszło oddzielenie się partnerów. Bardzo często jedna ze stron (wcale niekoniecznie stereotypowo kobieta) w ogóle zaczyna unikać kontaktów intymnych. Często dopiero pomoc psychologa jest w stanie zmienić coś w tym czarnym scenariuszu.

Jednym z polecanych przez specjalistów sposób na zbudowanie tego unikalnego porozumienia zmysłowego jest seks… z otwartymi oczyma. Poza efektem pobudzenia bodźcowego, ma on również wymiar symboliczny – nie zamykamy się podczas współżycia we własnych światach marzeń i wyobrażeń. Dzielimy się uczuciami, wyrażamy pasję, uczymy się patrzeć w głąb siebie.

Takie intymne dojrzewanie nie pomoże oczywiście problemom z krążeniem utrudniającym erekcję czy totalnemu wyczerpaniu po całodziennej akcji ujarzmiania rozbrykanych dzieci. Z tymi trudnościami też jednak można sobie radzić.
Ważne, aby uwierzyć, że wraz z dorastaniem i życiowym mądrzeniem seks staje się coraz lepszy!

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA