Ideał kobiecego piękna zmienny jest

Jak zmieniał się przez wieki ideał kobiecego ciała?
/ 24.03.2010 07:27
Jak zmieniał się przez wieki ideał kobiecego ciała?

Można by powiedzieć, że całkiem drastycznie i odrobinę schizofrenicznie – od pełnych kształtów (szczególnie w okolicach pupy i piersi) po wychudzone patyki bez bioder i biustu, by po chwili (czyli np. stu latach) wrócić do poprzedniej, potępionej, ale nagle uznanej za idealną, wersji kobiecej sylwetki. Skąd te ciągłe, typowe dla kobiet, choć kreowane zazwyczaj przez mężczyzn, zmiany kobiecej sylwetki i urody idealnej? I jaki to miało wpływ nie tylko na same panie, ale także inne przejawy życia, takie jak moda czy sztuka?

Można powiedzieć, że ta zmienność wzięła się z nudy – ot, tak zwyczajnej. Albo też wpływów środowiska – plag głodu, które nawiedzały Europę bujne kształty przekształcały w patyczkowate chudzinki, albo zmiana diety, kiedy kraj urastał do rangi mocarstwa i wszystkie zagraniczne specjały zaczynały pojawiać się na pańskich stołach, wypierając rodzime smakołyki. Powodów jest wiele, efektów zaś równie dużo.

Ideał kobiecego piękna zmienny jest

„Kobieta ma być nieco brzydsza od anioła...”
Idealna sylwetka to ponoć sylwetka klepsydry: bujny biust i biodra, które świadczą o zdrowiu, a przede wszystkim gotowości ich posiadaczki do rozmnażania. A już szczególnie ta obfita pupa świadczy o nieustannym jajeczkowaniu...

Znajdowane co rusz liczące kilkadziesiąt tysięcy lat figurki, czy to w Afryce, czy w Azji lub obu Amerykach, pozwalają nam ocenić, jak kiedyś wyglądała idealna kobieta – była nią dama o naprawdę bujnych pośladkach i piersiach symbolizujących płodność, a dzisiaj byśmy stwierdzili, że ogromną otyłość. Owe figurki mogły być wyidealizowanymi symbolami religijnymi, przejawem artystycznej duszy albo odzwierciedleniami realnych kobiet żyjących w paleolicie i magazynujących w tych partiach ciała tłuszcz niezbędny do przeżycia w zimnej epoce polodowcowej – w zależności od tego, co faktycznie przedstawiały, dały naukowcom i kulturoznawcom punkt odniesienia dla stworzenia czegoś w rodzaju zmieniającej się sinusoidy kobiecego piękna.

Te prymitywne i bujne pod względem formy posążków Wenus z Willendorfu i Hohle jeszcze powrócą w tym rajdzie po najważniejszych momentach zmiennych kanonu kobiecego piękna, tymczasem można by już wejść w epokę bardziej cywilizowaną – starożytność, okres, który wykreował ideał harmonii w sztuce, a także pod względem budowy ludzkiego ciała. Anyuczna kobieta była całkowitym przeciwieństwem paleolitycznej „baby”: zarówno Greczynki, jak i Rzymianki powinny być smukłe, szczupłe, a nawet trochę wysportowane (szczególnie w Sparcie, gdzie przechodziły podobnie jak mężczyźni wojskowy trenning), miały mieć długie włosy, a już białej gorączki dostawano, gdy te włosy miały nietypowy złotawy odcień. Bujny biust stracił jakby na wartości, z kobiecych atrybutów liczyły się tylko szerokie biodra i piękna, mająca oliwkowy (ale nieopalony) odcień skóra i... higiena. Co jednak ważne, kobieta powinna była być dumna ze swojego ciała – w epoce kultu cielesności odkrywanie to tu, to tam kawałka ciała (cóż, w końcu klimat śródziemnomorski do najchłodniejszych nie należy) było wręcz pożądane.

Średniowiecze co prawda kobiece ciało zakutało w ciężkie szaty
, mające okryć grzeszną powłokę duszy, ale i ówczesne kanony piękna można wytypować: blond kolor włosów był najbardziej pożądaną barwą kobiecej czupryny, jasna skóra i nieumalowana twarz Pomijając już fakt, że sama kobieta stała się kimś w rodzaju podczłowieka z racji uznania jej – zgodnie z historią grzesznej Ewy z Księdze Rodzaju – za kusicielkę i źródło wszelkiego zła, to jednak ładna musiała być, choć w ukryciu, splatając włosy (które często goliły na modną wówczas łysinę) i chowając twarz pod pokutną chustą.

Potem było już tylko pełniej – na przełomie renesansu i baroku powrócił kult kobiety matka, a więc podobnie jak paleolityczne figurki: pełna zmysłowej „pełności” kształtów, w których zawsze można się skryć i poczuć bezpiecznie. Kobiety z dumą eksponowały dekolty, a także frezowały włosy, uważały, by się nie opalać, bo opalenizna świadczyła o gminnym czy nawet chłopskim pochodzeniu, malowały się i z chęcią pozowały nago takim malarzom jak Peter Rubens, dzięki któremu wiemy dzisiaj, jak wyglądała kobiecość w wydaniu XXL jeszcze przed nadejściem epoki McDonald’s.

Potem kobieta znów wpadła w sidła szybkiego odchudzania: targana licznymi wojnami Europa wieku XVII zmusiła płeć piękną do zajęcia się domem i rodziną za dwoje, gdy małżonek walczył w imię ojczyzny na froncie. Praca wymuszała ogromne nakłady energii, a co za tym idzie – niejednokrotnie odejmowanie sobie od ust dotychczasowych smakołyków. Do lekko anemicznych, smukłych wdówek lub wyczekujących pana swojego serca kobiet zaczęli więc wzdychać romantycy, dla których cichość serca takie samotnej kobiety w połączeniu z bladą urodą była uosobieniem anielskiego dobra.

Bardziej drastyczne zmiany w kanonie kobiecego piękna zaczęły zachodzić na początku XX wieku. Pierwsza wojna światowa wymogła jeszcze większe poświęcenia wśród przedstawicielek płci pięknej: tym razem obcięły włosy, włożyły spodnie i nosiły się typowo po męsku, podczas gdy ich mężczyzn wycinano w pień na wojnie. Aktywny ruch emancypacyjny umożliwił im nareszcie nie tylko prawo do wyrażania własnego zdania, ale także prawo do ubierania się i eksponowania swoich poglądów także na temat tego, jak powinna wyglądać kobieta. Krótkowłose piękności nie siedziały jednak tylko w domu, mając na głowie całe gospodarstwo: lata 20. XX wieku to czas gorących kabaretów, Moulin Rouge, rozbuchanego erotyzmu i sztuki scenicznej, którą współtworzyły (nie tylko swoimi ciałami) kobiety. To także czas słynnej Coco Chanel i jej rewolucyjnych pomysłów na damską modę: pierwszego stroju kąpielowego, pierwszych męsko-damskich strojów dla kobiet, mocnego makijażu, podkreślania urody twarzy i sylwetki. To ona uwolniła piękną, do tej pory skrywaną przez wieki kobiecą sylwetkę spod ciężaru ciężkich sukien, pozwalając nareszcie oddychać samym kobietom, jak i ich wizerunkowi.

Do tego momentu jednak kanon kobiecego piękna zmieniał się niezbyt radykalnie. Dopiero w ciągu ostatnich 50 lat przeszedł on istną burzę, jeśli chodzi o wpadanie z kobiecej urodowej skrajności w skrajność. Dzisiaj nie ma śladu po pełnokrwistych – czy po prostu pełnych wizualnie – seks bombach w stylu Bridgitte Bardot czy Marilyn Monroe, które jeszcze kilkanaście lat temu rozbudzały wyobraźnię i rozpalały deski wybiegów modowych. Ich walory stały się za ciężkie na dzisiejsze lekkie, szybkie czasy. Pełne ponętności piękności zastąpiły Twiggy-podobne dziewczątka, które trudno posądzić o bycie kobieta, prędzej wychudzonym podlotkiem. W latach 80. Madonna starała się jeszcze upodobnić pod względem wyglądu do Monroe, ale wyszło jej to bardziej jak parodia niż poważna stylizacja.

Dzisiejsza kobieta jest (potwornie) chuda
Dzisiaj króluje bowiem dziwny typ kobiecej sylwetki idealnej: typ chudziny (choć czasy obfitują w McDonaldsy i inne kuszące rozkosze podniebienia dostępne za grosze, bo i za mało warte substraty produkowane) z wystającymi obojczykami, bladą, jakąś taką anemiczną twarzą, bez uśmiechu, a także bez biustu i bioder. Dzisiaj jest o tym już nieco ciszej, ale jeszcze kilka lat temu głośnym echem odbiły się po świecie show-biznesu przypadki, kiedy modelka zasłabła z głodu podczas sesji i umierała w szpitalu, co zaowocowało zaznaczaniem górnej „granicy szczupłości” dla modelek. Anoreksja wkradła się do mody pod pretekstem potwornej szczupłości (ale nadal szczupłości!), dzięki której projektanci zużywali mniej materiałów podczas tworzenia wykrojów. Ludzkie wieszaki zaczęły spędzać sen z powiek kobietom, które ze swoimi biustami rozmiaru C do tej pory były uznane za piękne, a teraz – obrzydliwie grube i niezasługujące na noszenie tak pięknych ubrań sygnowanych nazwiskami największych projektantów na swoich wałkach i wałeczkach.

Najgorsze są jednak dla nas, zwykłych kobiet, rankingi piękności, które powstają co rusz w każdym piśmie: jesteśmy bombardowane kolejnymi „najseksowniejszymi” i „najpiękniejszymi”, i wpadamy w tragiczną pułapkę jeszcze większych. Dzisiaj wszystko zmienia się jeszcze szybciej, niż jeszcze kilkanaście lat temu, dlatego jeszcze szybciej trzeba się nauczyć nadążać za modą i aktualnym – wziętym najczęściej z powietrza i jakiejś niezdrowej fanaberii – wzorcem urodowym.

Dyktat mody zabija zdrowe spojrzenie na fizyczny aspekt kobiecej sylwetki. Akcje stylistów przełamujące wzór kościstego podlotka o spojrzeniu niewinnej i niezbyt rozgarniętej „niuni” i promujące kobiety o pełnych kształtach powoli zmienia trend chuderlaków. Jest to jednak wciąż za mało, gdy się porówna, jak o wiele częściej zalewają nas zdjęcia niedożywionych pół-kobiet, pół-wieszaków. Czy to się kiedyś zmieni? Miejmy nadzieję, że tak.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA