Era markowych dzieci

Co to za siła, która decyduje o codziennych rodzicielskich wyborach od zakupu kaszki na mleku począwszy, a skończywszy na wyborze zasłon do pokoju dziecięcego? To Moda kochani Rodzice. MO - DA.
/ 13.08.2012 06:00

Co to za siła, która decyduje o codziennych rodzicielskich wyborach od zakupu kaszki na mleku począwszy, a skończywszy na wyborze zasłon do pokoju dziecięcego? To Moda kochani Rodzice. MO-DA.

Gdy w rodzinie na świat przychodzi dziecko, panuje radosna, świąteczna wręcz atmosfera. Ale to nie wystarczy, by maluchowi zapewnić wszystko, czego potrzebuje. Wraz z jego narodzinami powstaje całe morze potrzeb dla tego małego człowieka. Sama miłość, czuła troska i dbałość o bezpieczeństwo malucha nie wystarczają, jeśli przy tym nie ma podstawowych środków do codziennego bytu. Mowa tu o butach, ubraniach i wszystkich niezbędnych akcesoriach dla malucha. I ten stan pozostaje już tak na długi czas. Tyle, że wraz ze wzrostem dziecka, niektóre z jego materialnych potrzeb zmieniają się, a inne zawsze pozostają te same. Nie zawsze jednak rodzice i dzieci tej powierzchownej materialności poświęcają tyle uwagi, na ile ona naprawdę zasługuje.

Spojrzenie wstecz
Przed laty, gdy rodziło się dziecko, zupełnie naturalną sprawą było przekazywanie używanych bucików, ubrań, wanienek, kocyków, wózków, łóżeczek i całej armii pozostałych akcesoriów dziecięcych świeżo upieczonym rodzicom. Takie wsparcie zawsze było dobrze odbierane i raczej nikt nie rezygnował z tego rodzaju, jeśli nie nazwijmy to „pomocy”, to zwykłego ułatwienia startu, rozpoczynającego się nowego etapu w życiu rodziny. Etapu, w którym pierwsze skrzypce będzie przed rodzicami zawsze grało dziecko. Wręcz domagano się, pytano, czy używane rzeczy dla dziecka ktoś ma na „zbyciu”. Ubieranie dziecka w ubrania, w których wcześniej chodziły jego dwie starsze kuzynki nie było powodem do odczuwania wstydu. I dla rodziców i dla samego dziecka. Dzieci w wieku kilku lat nie przywiązywały dużej wagi do wierzchniej odzieży. A starsze, chodzące do szkół, na co dzień zakładały szkolne mundurki, „szkolne chałaty”. Chałat szkolny, w ciemnym kolorze z białym lub ciemnym kołnierzykiem i najważniejszym elementem, czyli szkolną tarczą, był doskonałym uniformem. Zwykły kawałek materiału, a jednak spełniał swoją ważną funkcję, nikogo nie wyróżniał.

Jesteśmy dźwignią handlu
Jak jest teraz? Ktoś powie, czasy się zmieniły, jest inaczej, bo musi być inaczej. To prawda, że dzisiejsza polityczna rzeczywistość jest totalnie odmieniona, inne są tym samym realia codziennego życia. Ale czy to wystarczy, jako usprawiedliwienie, czemu od najmłodszych lat dzieci mają wpajaną „niedobrą” pewność siebie i zmysł segregowania ludzi pod kątem ich wyglądu czy stroju? A proces ten zaczyna się już od kołyski. Mało jest rodziców korzystających z używanych wyprawek, używanych rzeczy dla dzieci starszych. Maluch od pierwszych miesięcy życia musi mieć nowe, pachnące wyposażenie i nowe ubranka. Aby zapewnić dziecku najwyższy komfort nie tylko mowa o ciuszkach czy zabawkach, rodzice wydają krocie na projektowanie wyposażenia pokoi dziecięcych i tracą te same krocie w markowych butikach lub sklepach on-line z odzieżą tylko dla „modnych” maluchów. Rosnące dziecko na każdym kroku ma wpajane, że tylko to, co n o w e, jest dobre. Jest ładne i w sam raz dla niego. A przecież ono chce być ładne, tak, jak ładni chcą być jego rodzice i rówieśnicy. Ładni i modni. Im dzieci starsze tym więcej zaczynają rozumieć. Czy wiele trzeba, aby usłyszeć z ust choćby kilkulatka: Mamo, nie będę się bawić z tamtą dziewczynką, bo ona nie ma „ładnej” sukienki i mama ją „brzydko” ubiera. Ona jest głupia.

Era markowych dzieci

Tabu
Coraz mniej w przedszkolach i szkołach, na ulicach dzieci kolorowych, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzieci ubranych w żółto, zielono, czerwono, fioletowe sweterki, jaskrawozielone spodnie i czerwone buciki. Jeśli rodzice zapewniają dzieciom odzież używaną i nie mają środków na zakup nowych butów, źle jest to postrzegane nie tylko przez rówieśników tych dzieci, ale też przez ich rodziców. „Są gorsi”. A jeśli bieda nie zmusza do tego, aby korzystać z tego, co po prostu jest, co się dostanie lub kupi za parę groszy dla dzieci, to jak się okazuje rodzice w dobrych sytuacjach finansowych, nie rezygnują z zakupów używanych rzeczy dla dzieci czy też tych darowanych. Jednak w takich okolicznościach, raczej mało kto się do tego przyznaje. Jeśli już, to tłumaczy się, że to okazyjna sprawa. Bo przecież trochę wstydliwe, jest mówienie, że własne dziecko ubiera się w używane rzeczy i nie kupuje mu samych „filmówek”? Niby nikogo nie powinno to interesować, a jednak.

Mała stara
Patrząc na współczesne dzieci zauważa się dziwne zjawisko, one coraz mniej przypominają siebie - dzieci. Bardziej przypominają chodzących dorosłych, takie „małe stare” dzieci. Markowo ubrane i eleganckie. Zawsze w modnych strojach, o gustownie dobranej kolorystyce. Nawet niemowlaki ubierane są albo w różowe, albo w niebieskie, ciemnozielone lub granatowe kreacje. Istotną rolę odgrywa czasem kolor skarpetek lub śliniaka. Zawsze musi być dopasowany do reszty. A rodzice opętani trendami i dbałością o wierzchnie potrzeby swoich pociech, są idealnymi klasycznymi klientami, którym nawet kota w worku można sprzedać, byle był „rasowy”. Tylko kto na tym najbardziej traci?

Dzieci gorsze, bo gorzej ubrane
Dochody w polskich rodzinach są bardzo zróżnicowane, od skrajnej biedy począwszy do przesytu finansowego, który nie pozwala odczuwać dyskomfortu koniecznego dokonywania codziennych trudnych wyborów. Bezpieczeństwo finansowe w prostej linii przekłada się na to, co można faktycznie zapewnić dziecku. A zapewnić chce się zawsze wiele. Bez względu na sytuację finansową. To normalna chęć każdego rodzica. Jednak niekiedy nie ma tak naprawdę szerokiej skali możliwości. Stąd dzieci „gorzej” ubrane są „powszednim zjawiskiem” w przedszkolach i w szkołach. Nawet, a realnie rzecz ujmując, zwłaszcza w czasie wolnym spędzanym z rodzicami. Jak reagują na nie rówieśnicy? Czerpiąc z samego źródła, z codziennych obserwacji zachowań dorosłych – rodziców, modne dzieci wiedzą, że gorzej ubrany rówieśnik nie jest dobrym kompanem do wspólnej zabawy. Taki kolega, koleżanka, która nie chodzi „ładnie” ubrana, nie ma markowej odzieży, butów, nie nosi markowego plecaka i nie ma zabawek z reklam, nie jest dobrze postrzegana. Albo głupia, albo z patologicznej rodziny. Co najwyżej dziecko takie zostać uczestnikiem zabawy z rówieśnikami wcielając się chcąc czy nie w postać ofiary losu, której można nawtykać, szykanować przy byle okazji i pośmiać się. Czy takie pojmowanie prawdziwej wartości człowieka może prowadzić daleko? Co najwyżej do przemocy, która makabrycznie zbiera żniwo pośród dzieci. Coraz więcej w polskich rodzinach „dobrze” ubranych dzieci - markowych potworów, przed którymi przyszłość stoi otworem. Jak te dzieci wypełnią swoje jeszcze puste, niezapisane karty?

Potrzeba świadomości rodziców
Uleganie panującym trendom odzieżowym czy obyczajowym nie jest złe samo w sobie tylko wtedy, gdy nie zaburza podstawowych wartości rozumowania dobra i zła. Nie wpływa na poszanowanie godności drugiego człowieka. A dziecku nie odbiera prawdziwego dzieciństwa. Być może my dorośli o tym wiemy, choć pewnie często o tym zapominamy. Ale nie możemy zapominać - nie dla siebie, ale dla naszych dzieci. Nie przedszkole, nie szkoła, wpoi naszej pociesze, co dobre, a co złe. Co najwyżej wartości te takie instytucje mogą tylko utrwalić. Dziecko musi wiedzieć, że nie wartość pieniądza i to, co za niego można kupić, decyduje o wartości drugiego człowieka, a o tym przesądza jego dobro.
 

źródło: MWmedia

Redakcja poleca

REKLAMA