Z życia kota - odc. 5

Już wiem kim będę, jak będę dużym kotem. Albo raczej, wie to dobrze moja pani. (O czym musiała mnie poinformować pewnego pięknego dnia, psując tym samym przyjemne popołudnie, a jak!) Więc…
/ 08.10.2008 23:54
Już wiem kim będę, jak będę dużym kotem.
Albo raczej, wie to dobrze moja pani. (O czym musiała mnie poinformować pewnego pięknego dnia, psując tym samym przyjemne popołudnie, a jak!)
Więc…


Moja pani wymyśliła (choć ona uważa, że ją olśniło, ale raczej coś jej się przegrzało w głowie od nadmiaru tego „myślenia”), że nie będę TYLKO kotem.
Taaak! To tak jakby twierdzić, że bycie kotem może być dla kota obrazą! Mrauuu!
Będę (no, chyba że się obudzę z tego koszmaru!)… kotem-gwiazdą!
To znaczy, gwiazdą z pierwszych stron… kocich gazet! (Podobno są takie – nie żebym czytał, prrrr!)
Myślałby kto, że te gwiazdorstwo jakiś jasnowidz wyczytał z mojej łapki. Ale nie! Moja pani ma takie przeczucie, że będę KIMŚ.Z życia kota – odc. 5
Dobrze, że nie kotem-akrobatą. Albo kotem-intelektualistą. Czy też kotem-alpinistą.
Choć przyznaję, że i tak dość marne to pocieszenie. Mrrrrr!
Już teraz moja pani przygotowuje mnie do POTENCJALNEJ kariery, ciągle goniąc za mną z wielgachnym obiektywem.
Nawet siedząc w kuwecie nie mam prywatności!
Co to, paparazzi czy ki czort?
Zamykam oczka, a tu… blask, jakby w pobliżu piorun strzelił! Podskakuję wystraszony i słyszę, że pani straciła świetne ujęcie.
Wyobrażacie to sobie? O mały włos kota by straciła, a ta tylko nawija o jakimś nieudanym kadrze! Na szczęście jeszcze nie zszedłem z tego świata na zawał serca. Ale stresujące mam życie, odkąd dowiedziałem się o moim przeznaczeniu.
Czemu nikt mnie nie spytał, czy chcę być kocią gwiazdą? Jestem kot. Zwykły dachowiec.
I jak każdy kot mam prawo chodzić własnymi ścieżkami!
Już nawet wolę, jak pani mówi i mówi. Przynajmniej niczym mi w oczka nie błyska.
Ale nie! Pani wie lepiej, kim chcę w życiu być.
Jak pojawia się w rodzinie mały człowiek, też wszyscy mu karierę planują? Czy tylko bycie kotem może być tak pechowe?
Do tego… nie uwierzycie!
Moja pani nie dość, że wciąż psuje mi poranną i popołudniową sjestę, to na dodatek jeszcze narzeka.
Podobno jestem ZBYT czarny, i ostrości nie może złapać.
Może te jej szkiełka na nosie za bardzo się przykurzyły?
Przecież ja wcale nie jestem cały czarny! Mam w sobie nieco brązu, czego wszyscy wydają się nie dostrzegać.
Czy ludzie tak już mają, że widzą to, co chcą widzieć? Mrrrrr…
Na szczęście pani uważa, że w Photoshopie mnie nieco podrasuje.
No tak! Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła marudzić, że rodowodu nie mam!
Niepocieszony dziś, Wasz Pyszczuś

Redakcja poleca

REKLAMA