Dom za grosze

Monika Konarzewska i Piotr Dziurny. Scenografka i rekwizytor. Gdy tylko robi się cieplej – uciekają od zgiełku do swojej leśno-polnej ostoi w Czarnogłowiu.
/ 31.07.2006 17:43
Od strony polany droga wije się i rozciąga. Idziemy wolno. Wokół rozgrzany słońcem łagodnie pofałdowany krajobraz. Powolne, bez pośpiechu zdobywanie celu – możliwe jest tylko tutaj. Niecałe sześćdziesiąt kilometrów na wschód od Warszawy.
Tu działa magia innego czasu. Nikt nie gna na skróty!

Gospodarze nie są zniecierpliwieni naszym spóźnieniem. Tu czas mierzy się małymi krokami. Nasze sylwetki oglądane przez okna drewnianego domu to dla nich mały spektakl. Ten wielki, w blasku reflektorów, mają w studiach filmowych na co dzień. Monika Konarzewska i Piotr Dziurny. Scenografka i rekwizytor. Gdy tylko robi się cieplej – uciekają od zgiełku do swojej leśno-polnej ostoi w Czarnogłowiu.
Monika ma dar do łączenia rzeczy odległych i niemożliwych. Niedawno w jednym z warszawskich studiów wyczarowała kawałek dżungli.
Z własnym domem za miastem poszło zdecydowanie trudniej. Najpierw była kurpiowska, ponadstuletnia chałupa ocalona przed siekierą. Potem gęsto zalesiona podwarszawska działka. – Oba te elementy nie były kompatybilne – opowiada Monika. – Żeby przenieść dom, musielibyśmy wyciąć stare dęby. Ani to, ani to – zdecydowali. Kupili nową działkę.
Teren miał być niezbyt odległy od miasta i nie za gęsto zaludniony.
I przede wszystkim nie płaski jak naleśnik. Znaleźli go 55 kilometrów na wschód od Warszawy. Z dwóch stron oblewają go strumienie. – Opowiadamy znajomym – śmieje się Monika – że mieszkamy na wyspie. Biorąc pod uwagę gęstość zaludnienia w naszej okolicy – nie jest to takie niezgodne z prawdą.
Wyspą jest również sam dom. Od strony werandy okolony drzewami. – To nasza przestrzeń intymna – komentuje Piotr. – Tu jemy śniadanie, tu bezpiecznie mogą odpoczywać nasze zwierzęta, pies i dwa koty. Po drugiej stronie domu dwuhektarowa łąka odgradza nas od rzeczywistości. Dom w balach przenosili górale z Pienin. Mówili nam: – Musimy go dobrze posadowić. Gdy już był gotowy, pod węgłem od wschodniej strony kazali nam położyć jakąś monetę. Wszyscy – poza naszymi góralami, jak się okazało – śpiewali wtedy Kazika „Dwanaście groszy”. Położyliśmy więc taką sumę – a górale zrozumieli ten gest dopiero wtedy, gdy dostali od nas kasetę z jego piosenkami.
W środku jest surowo, co nie znaczy niewygodnie. Na parterze wielka, otwarta izba z kuchnią, sypialnia
oraz malutka łazienka z podgrzewaną podłogą – ich oaza luksusu.
Na piętrze sypialnia dla gości. Meble – podpatrywane w skansenach, kupowane od nowych sąsiadów albo filmowe rekwizyty, jak czterometrowy stół, przy którym kiedyś siedziało nawet dwadzieścia pięć osób.
Przed domem rośnie ogród w doniczkach.
Pomysł praktyczny i sprawdzony. – Rośliny trafiały tu po różnych perypetiach. Na planie były dzielnymi aktorami. Gdy złapały świeżego powietrza za miastem, musieliśmy je reanimować – mówią gospodarze. Rzadkie, egzotyczne okazy i dość już popularne sosny wejmutki. Ale udało się je uratować.
– Kurpiowski dom z tajemnicą rósł razem z nami – wspomina Piotr. – W tym roku kończy dziewięć lat. Dobrze nam z nim, a jemu dobrze z nami. Miejmy nadzieję, że z nas nie wyrośnie.

Tekst Ewa Toniak
Stylizacja Dorota Karpińska
Zdjęcia Rafał Lipski



W izbie dziennej czterometrowy stół z filmową przeszłością. Okna wymienione. Nie udało się zachować „poetyki starych okien”, za bardzo wiało...


Właścicielka na werandzie. Tu toczy się nasza wakacyjna codzienność – mówią gospodarze



Ganek kurpiowskiego domu zdobią kurpiowskie wycinanki. Pomalowane na niebiesko, tak jak inne elementy dekoracyjne stolarki



Kuchnia i wyjście na ganek. Stare naczynia, ludowe dzwonki. Wystrój rustykalny, czyli swojski
i przytulny



Fragment odnowionego kredensu. Żaden z okolicznych stolarzy nie mógł wytoczyć tak skomplikowanych podpórek. Udało się dopiero fachowcom z teatralnej stolarni



Kuchnia. Otwarta i prosta. Z samych cegieł. Za szafkę służy stara kredensowa nadstawka odrestaurowana przez Monikę. Na blacie portugalska terakota



Schody są oryginalne, stuletnie. Pod nimi schował się kominek. W głębi, w sypialni, proste współczesne meble stylizowane na ludowe i ciepłe oranżowe ściany


Izba dzienna na parterze. Gospodyni lubi otwartą przestrzeń. Cieśle góralscy uwzględnili to wymaganie. Tu także się odpoczywa. Na hamaku, kanapie, w bujanym fotelu


Łazienka – oaza cywilizacji. Bardzo wygodna, z podłogowym ogrzewaniem


Drewniany pająk z Krynicy. Kupiony po długich targach od ludowego rzeźbiarza


Ganek wejściowy. Kamienna podmurówka i stopnie z otoczaków to tradycyjne rozwiązanie w tej okolicy


Weranda od strony ogrodu. Wśród roślin są rzadkie tsugi, także brzozy i modrzewie